Wpatrywała się w
te okrągłe, brązowe tęczówki, nieprzerwanie od kilkunastu minut. Jego pocałunek
obezwładnił ją całą, zawładniając jej drobną duszyczką, jednak pomimo tego nie
potrafiła oderwać wzroku od jego oczu, jakby w obawie, że każdy, nawet
najmniejszy ruch mógłby zepsuć magię i wyjątkowość tej chwili. W tym momencie
jej postanowienie odfrunęło gdzieś daleko, gdzieś w nieznane. Jeszcze nie tak
dawno zawzięcie obiecywała sobie, że w jej życiu nie będzie miejsca dla żadnego
piłkarza, że żaden z nich nie zagości w jej sercu, bo żaden z nich nie jest
tego wart, żaden z nich nie zasługuje na jej zaufanie. Nie potrafiła poznać
samej siebie. Przecież pałała do niego nieukrywaną wrogością. A teraz? Teraz potrafiła
odnaleźć się w tej niewątpliwie magicznej chwili, zupełnie dla niej nowej, będąc z nim na
lodowisku, miejscu publicznym, pozbawionych ukradkowych spojrzeń, pełnych
rozczarowania i rozgoryczenia, sytuacji przepełnionej iskierkami radości. Nie wiedziała,
jak odpowiednio można było zdefiniować ich znajomość, to co jest pomiędzy nimi.
Nie potrafiła tego określić. Zdawała sobie sprawę z tego, że ta łącząca ich,
niewidzialna, cieniutka nić opiera się nie tyle na zrozumieniu, co nadziei,
dzięki której zarówno ona, jak i on mieli nadzieję na coś nowego, na coś
dobrego, na coś pozytywnego. Być może na coś, do czego obydwoje nie spodziewali
się tak szybko, czego obawiali się.
- Nie powinieneś chyba był, nie tutaj, nie teraz –
wiedziała, że to, co powiedziała, było wręcz irracjonalne, bo sama tak naprawdę
nie mogła się z tym zgodzić, jednak rozsądek nakazywał jej coś zupełnie innego.
- Powinienem był zrobić to w najlepszym momencie –
uśmiechnął się.
- I to był według ciebie ten dobry moment? Osoby publiczne,
a ty do takowych należysz, unikają takich sytuacji, przynajmniej powinny –
skupiła się na wyrazie jego twarzy, który w tym momencie nie wyrażał żadnych
emocji.
- Owszem, jestem osobą publiczną, ale co obchodzą mnie inni?
Ja jestem piłkarzem, ale przede wszystkim jestem normalnym człowiekiem, niczym
nie różniącym się od reszty, żyję tak jak inni i robię to, co kocham, Lily –
ujął jej drobną dłoń w swoje.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, co zaszło przed chwilą,
prawda? Liczysz się z tym, że być może jutro zobaczysz swoje zdjęcie na okładce
jednego z plotkarskich magazynów w Anglii? – przechyliła głowę na bok.
- Lily, gdybym nieustannie przejmował się opiniami innych
ludzi na mój temat, to nigdy nie byłbym sobą. Nawet jeśli tak się stanie, to
nie pójdę przecież do redakcji tej gazety i nie urządzę z tego powodu awantury jakiemuś
dziennikarzowi. Medialność jest wpisana w moje życie, tak samo jak i Stevena. A
ty powinnaś o tym dobrze wiedzieć.
Skinęła twierdząco
głową. Rozumiała. Wiedziała, że bycie piłkarzem wiąże się z odpowiedzialnością,
także tą medialną, choć nie zawsze pozytywną.
- Dlaczego mnie tutaj zabrałeś? – spojrzała na niego zaciekawiona,
a on mógł dostrzec błysk w jej oku.
- Po prostu… Lubię takie miejsca, wydają mi się takie
magiczne. Czy to ma jakieś znaczenie?- uśmiechnął się lekko.
- Jesteś bezmyślny i głupi – roześmiała się, wtulając twarz
w jego ramię.
- I umilam ci Boże Narodzenie, a to było może nie do końca
przemyślane, ale dobrze zaplanowane – musnął jej skroń.
- Dziękuję…
Zwykłe dziękuję, a w jej różanych, delikatnych,
słodkich ustach brzmiało to jak największy komplement, który miał przyjemność usłyszeć.
Jedno banalne słowo, które sprawiło mu tyle radości. Jej podziękowanie –
najwspanialszy prezent świąteczny, o jakim nawet sobie nie zamarzył. Było dobrze,
choć nie wiedział, co tak naprawdę jest między nimi. Wiedział jednak, że ta
krucha istotka stała się przez te kilka tygodni bliską jego sercu osobą. Nie mógłby
pozwolić, by ktoś ją skrzywdził. On sam ryzykował, nie będąc pewnym, co tak
naprawdę pokaże czas. Nie mógłby jednak nie spróbować, a przede wszystkim dołożyć
wszelkich starań. Zaufała mu, a on tych świąt oddał jej swoje serce, oddał serce osobie wyjątkowej i nie oczekiwał na
jego zwrot.
Nie ma maski,
która by mogła długo
ukryć miłość tam,
gdzie ona jest,
ani udawać ją tam,
gdzie jej nie ma.
Prawdziwa
miłość jest raną.
I tylko
tak ją można odnaleźć w sobie,
gdy czyjś ból boli człowieka jako jego ból.
~~~
Widzisz kogoś
pierwszy raz. Potem następny, później przychodzi czas na kolejne spotkania. Spotkania,
które nie są planowane, a wynikają ze zbiegu okoliczności, jednak ty coraz
częściej utwierdzasz się w przekonaniu, że to zrządzenie losu. Widzisz daną
osobę kilkukrotnie, mając świadomość jej wyglądu, który wizualnie odtwarzasz
każdego dnia w pamięci. Intryguje cię. Z kolei ty sam irytujesz ją. To jest
śmieszne, takie jest twoje uczucie, ciebie samego czasami to wręcz bawi. Pokusisz
się o stwierdzenie, iż jest to niezwykle urocze, choć zdefiniowanie tej relacji
przychodzi ci z większą trudnością. Myślisz o tej osobie dniami, za sobą masz
kilka nieprzespanych nocy, by móc rozwikłać tą otoczkę tajemniczości, którą ona
roztacza wokół siebie. Czy możesz nazwać to miłością? Czy to jest właśnie to
uczucie? Nie wiesz, ale ogarnia cię niesamowita euforia, kiedy bezpardonowo
możesz nacieszyć oczy jej widokiem, kiedy widzisz jej lekki, niby nieśmiały
uśmiech. po prostu cieszysz się jej obecnością. Marzysz o pozytywnym rozwoju
wydarzeń.
Wraz ze świętami
uleciała też ich magia. A mówią, że to dobry okres. Dla niej to był chyba dobry
okres. Bożonarodzeniowe popołudnie spędzone na lodowisku utkwiło jej głęboko w
pamięci. Właśnie ze względu na magię i atrakcyjność tamtej chwili. Te wspomnienia
wywoływały szeroki uśmiech na jej twarzy, dzięki któremu tak promieniała. Ryzykowała.
Chciała spróbować. Czuła się szczęśliwa, bo znalazł się ktoś, komu zależało na
niej samej, a nie na korzyściach bycia z siostrą kapitana reprezentacji Anglii.
Mógł mieć każdą kobietę o jakiej zamarzył, ale wybrał ją. Miała przy boku
mężczyznę, którego pragnęło tysiące kobiet w Liverpool’u, w Anglii i na całym
świecie. To co połączyło Liliannę i Fernando było czymś niesamowicie
szaleńczym, a jednocześnie niezwykłym. Mogliby uchodzić za parę nastolatków,
darzących się obłędnym, młodzieńczym uczuciem. Jej emocje wiązały się wyłącznie
z jego osobą. Mówiąc jestem zakochana za
każdym razem, nigdy nie czuła czegoś na wzór tego, co czuła teraz, uczucia,
które wręcz rozpierało ją od środka.
Przystanęła wzdłuż
linii bocznej murawy Anfield, ściskając w dłoniach lustrzankę, będącą dla niej
przedmiotem pracy. Przechadzała się to w jedną, to w drugą stronę, czasami przystając
przy jednej z bramek, która była oblegana przez piłkarzy miejscowego klubu,
podzielonych przez trenera w ramach treningowego sparingu na dwie drużyny. Sam
trening sprawiał grupce tych mężczyzn wiele radości, ponieważ piła co chwilę
była w posiadaniu innego piłkarza. Podając ją sobie wzajemnie, momentami robili
to tak nieudolnie, że sami śmiali się ze swoich chwilowych niekompetencji. A
ona? Po prostu fotografowała. Jego. Obiektyw jej aparatu skupiał się tylko i
wyłącznie na nim. Fernando Torres znajdował się niemal na każdym zdjęciu. Z piłką,
ze skupieniem, z grymasem niezadowolenia na twarzy czy z uśmiechem po trafionym
golu.
- Świat jest pięęęękny! – krzyknął Pepe Reina, pozując do
obiektywu, co wywołało salwę śmiechu u fotografki i politowanie na twarzy
Beniteza, który tylko z rozbawieniem kręcił głową, obserwując poczynania swoich
podopiecznych.
- Piękne to było to! – wrzasnął Fernando, posyłając piłkę do
siatki piętą swojego klubowego przyjaciela, co spotkało się z uznaniem
pozostałych.
- Nowy Rok idzie, Reina zrobił ci przysługę – szturchnął go
rozbawiony Steven.
- A ja się zastanawiam, czyja to zasługa ten goli to
genialne samopoczucie naszego piegusa? – Dirk Kuyt mrugnął do Lily,
przebiegając tuż obok niej, na co wywróciła tylko wymownie oczami.
- No Torres, przyznaj się, kto ci zawrócił w głowie? –
wyszczerzył się hiszpański bramkarz.
- Ktoś niesamowity – uśmiechnął się, rozkładając niewinnie
ramiona.
- Ja też będę dzisiaj niesamowity i dam wam wolne – uciął krótko
Benitez. – Widzimy się na treningu, trzeciego stycznia. A teraz życzę wszystkim
udanego sylwestra, szczęśliwego Nowego Roku i nie przesadzajcie z alkoholem,
panowie! – zmrużył oczy.
- Tak jest. Wzajemnie z najlepszymi życzeniami dla pana –
odparł Gerrard w imieniu całej drużyny.
Kiedy wszyscy
rozchodzili się do szatni, ona została jeszcze na murawie, obserwując puste
trybuny. Sam widok stadionu pokrytego puchową warstwą był niesamowity. Mogłaby tak
przyglądać się temu godzinami, a mróz nie był przeszkodą. Przymknęła lekko
powieki, zaciągając się mroźnym powietrzem, co bardzo lubiła. Pozostawała w
błogiej ciszy, którą po chwili przerwały czyjeś kroki powodujące skrzypienie
śniegu. Wykrzywiła wargi w lekkim uśmiechu spełnienia, a jej puls stał się
nieco szybszy. To miejsce tak na nią działało czy on sam miał na nią taki
wpływ? Doskonale wiedziała, że tym kimś był on. Lekki podmuch zimowego wiatru
umożliwił jej zaciągnięcie się zapachem jego perfum. Obróciła głowę lekko w
bok, kiedy przystanął tuż obok niej, wpatrując się bliżej nieznany punkt. Jego twarz
nie wyrażała żadnych emocji. Po chwili to ona stała się obiektem jego
zainteresowań, kiedy tonęła w jego brązowych tęczówkach, próbując nauczyć się w
nich pływać. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie ku górze, co skrzętnie
chciał ukryć. Rozchyliła lekko wargi, jakby chcąc coś powiedzieć. Uciszył ją
opuszkiem palca, dotykając jej rozgrzanych ust. Objęła go za szyję, nie
przerywając panującej pomiędzy nimi ciszy. Ta chwila była zbyt magiczna, by
mogli ją przerwać. Raczyli się swoją obecnością otuleni lekką poświatą jasno świecącego
księżyca.
- Co ja w tobie widzę, Milford? – musnął czubek jej noska,
na co zareagowała cichym śmiechem.
Widział w niej
wiele. Widział w niej osobę, której oddał swoje serce, która była całym jego
szczęściem.
_______________________________________________
Moim zdaniem nastąpił wreszcie jakiś przełom w relacjach tej dwójki, coś, co chyba święciło się od jakiegoś czasu. Nie wiem, czy czujecie się zaskoczone, bo wszystko zmierzało ku temu. Dobrze wiecie, że lubię komplikować życie swoim bohaterom, a teraz oddaję ósemkę w wasze 'ręce'.
Pozdrawiam ^^.
P.S. Miałybyście ochotę na kilkuodcinkowe opowiadanie o Fernando Llorente?
Jak ja jej zazdroszczę *.* Torres jest taki uroczy :D I te opisy, awwww . Pepe Reina jest mocny hahah Czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Widzę przełom a Torres jest uroczy i w ogóle cud i miód. A Reina to jest zajebisty człowiek uwielbiam go po prostu ;D Zapraszam na mojego nowego bloga na www.alisaxabi.blogspot.com i zachęcam do czytania i komentowania :D
OdpowiedzUsuńI jeszcze epilog na www.przypadekmilosc.blogspot.com ;*
UsuńNo tak, to jest przełom. :) Nie wiem co mam napisać więcej... :D
OdpowiedzUsuńPrezent od trenera na Nowy Rok, krótszy trening. To zawsze coś. :)
Ciekawe, czy już tak do końca opowiadania Lili i Fernando będą razem.
Czekam na kolejny!
Pozdrawiam! :*
Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych rozdziałów. Jest przeuroczy i jestem póki co tak szczęśliwa, że im się udaje.
OdpowiedzUsuńNajchętniej rzuciłabym tylko krótkie "aawwww", ale się powstrzymam ;)
Mam nadzieję, że na końcu, mimo zapewne komplikacji, będą razem :D
Lubię twoją twórczość, więc jeślibyś pisała o Llorente, to mogę Ci obiecać tam swoją obecność ;)
Poza tym zapraszam również do siebie, jeśli masz ochotę, na http://how-much-i-need-you.blogspot.com/
Pozdrawiam cieplutko! ;)
Zapraszam też na drugi rozdział, jeśli chcesz http://how-much-i-need-you.blogspot.com/ :D
Usuńja bym miała ochotę na opowiadanie o Llorente ^^
OdpowiedzUsuńOdcinek świetny, kocham te twoje opisy! Fernando i Lily.. ahh, też tak chcę!
Czekam na nowość ^^
Faktycznie coś drgnęło. Fernando pokazał, że w nosie ma gazety i że istnieją dla niego rzeczy wazniejsze, rzeczy, które nie mogą czekać i które należy uskuteczniać już i teraz, jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jest to najlepsza droga do zdobycia serca kobiety:)
Pozdrawiam.
[bkurek]
Zapraszam na bloga o dosyć skomplikowanym uczuciu,które łączy psycholog sportową i jednego z piłkarzy Barcelony.Mam nadzieję,że zajrzysz;)
OdpowiedzUsuńyou-can-fix-everything.blogspot.com
twoje opisy zawsze przyprawiają mnie o coś takiego dziwnego, są magiczne.
OdpowiedzUsuńA między nimi nareszcie zaczęło się coś dziać, nareszcie.
opowiadanie o Llorente jest według mnie dobrym pomysłem, bo uwleibiam wszystko twojego autorstwa.;p
no to tyle. zapraszam do siebie ;pp
[zraniona-za-mlodu]
Super, ze Fer pokazał jej że na prawdę mu na niej zależy. Nie obchodzi go co powiedzą inni i ma gdzieś plotki, to piękne :) Wgle on w tym opowiadaniu jest uroczy. Czekam na dalsze części i zapraszam na siódemkę http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/ Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńOj, miałabym wielką ochotę na opowiadanie o Llorente:) Ale ten drugi Fernando, ten Twój, jest po prostu wspaniały, tak wspaniały, że aż się zastanawiam, czy to na pewno Torres. Chyba się już chwaliłam, że nie należy on do moich ulubieńców, a Ty takimi rozdziałami i opisując go jako cudownego, wrażliwego chłopaka, nie pomagasz mi w dalszym jego nielubieniu:) Jeszcze przez Ciebie zmienię o nim zdanie hehe.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Lily jest szczęśliwa, że chce choć spróbować, mimo, że sama nie ma zbyt dobrych wspomnień z poprzednich związków. Podnosić się po każdym upadku, zdradzie, złej chwili w życiu, potrafią tylko nieliczni, ale tym bardziej należy takie zachowanie pokazywać. Udowadniać, że naprawdę warto powstać z dołka, w który się wpadło...
Pozdrawiam i czekam na następne części:)
Sliczny rozdział, cieszę się, że relacje między nimi rozwinęły się w ten sposób :) Drgnęło zdecydowanie i teraz jest pięknie...
OdpowiedzUsuńOpowiadanie o Llorente - jak najbardziej na tak :)
A u mnie nowy rozdział - http://this-complicated-life.blog.pl/ - zapraszam :)
Bardzo fajny rozdział! Dobrze, że Fernando i Lily coś do siebie poczuli pomimo takiej niechęci panny Milford do piłkarza na początku. W ich życiu jest tak romantycznie i cudownie! Na pewno coś w nim zmienisz! Czekam na kolejny z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńhttp://epic-memories.blog.pl/ Zapraszam na szóstkę !
OdpowiedzUsuńJane, że mamy ochotę. A co by nie :D
OdpowiedzUsuńTakiego faceta jakim tutaj jest Nando, chciałaby mieć niejedna kobieta na tym świecie. Ale prawda jest taka, że takich facetów nie ma i nie będzie.
Teraz pozostaje wierzyć, że Fernando da Lili wiele szczęścia, że dzięki niemu chociaż trochę zapomni o bolesnej przeszłości. Odetnie się od tego co było złe i ją bolało. Wierzę, że tak będzie.
zapraszam na piątkę http://zraniona-za-mlodu.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńwchodzę=czytam=komentuję;p
Pozdrawiam i zapraszam ♥
Kolejny rozdział - http://this-complicated-life.blog.pl/
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
Wreszcie się zmotywowałam i nadrobiłam wszystkie rozdziały. Czytało mi się niesamowicie lekko, szybko minęło. :> Cieszę się bardzo z tego przełomu pomiędzy tą dwójką. Nie mogło być inaczej. :D
OdpowiedzUsuńCzyżbyś zamierzała w najbliższym czasie jakoś utrudnić im życie? ;)
Na opowiadanie o Llorente mówię TAK! :D
Pozdrawiam i życzę duuużo weny! :)
świetne :)
OdpowiedzUsuńW końcu coś między nimi się ruszyło ;p
Czekam na next!
Zapraszam na rozdział 8 http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/ Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń