Opowiadanie w całości dedykowane Izuś i La seniorita T.

19 stycznia 2013

#8. You meet someone denies you breath, you're the charmed ... This can be defined as love?


     Wpatrywała się w te okrągłe, brązowe tęczówki, nieprzerwanie od kilkunastu minut. Jego pocałunek obezwładnił ją całą, zawładniając jej drobną duszyczką, jednak pomimo tego nie potrafiła oderwać wzroku od jego oczu, jakby w obawie, że każdy, nawet najmniejszy ruch mógłby zepsuć magię i wyjątkowość tej chwili. W tym momencie jej postanowienie odfrunęło gdzieś daleko, gdzieś w nieznane. Jeszcze nie tak dawno zawzięcie obiecywała sobie, że w jej życiu nie będzie miejsca dla żadnego piłkarza, że żaden z nich nie zagości w jej sercu, bo żaden z nich nie jest tego wart, żaden z nich nie zasługuje na jej zaufanie. Nie potrafiła poznać samej siebie. Przecież pałała do niego nieukrywaną wrogością. A teraz? Teraz potrafiła odnaleźć się w tej niewątpliwie magicznej chwili,  zupełnie dla niej nowej, będąc z nim na lodowisku, miejscu publicznym, pozbawionych ukradkowych spojrzeń, pełnych rozczarowania i rozgoryczenia, sytuacji przepełnionej iskierkami radości. Nie wiedziała, jak odpowiednio można było zdefiniować ich znajomość, to co jest pomiędzy nimi. Nie potrafiła tego określić. Zdawała sobie sprawę z tego, że ta łącząca ich, niewidzialna, cieniutka nić opiera się nie tyle na zrozumieniu, co nadziei, dzięki której zarówno ona, jak i on mieli nadzieję na coś nowego, na coś dobrego, na coś pozytywnego. Być może na coś, do czego obydwoje nie spodziewali się tak szybko, czego obawiali się.

- Nie powinieneś chyba był, nie tutaj, nie teraz – wiedziała, że to, co powiedziała, było wręcz irracjonalne, bo sama tak naprawdę nie mogła się z tym zgodzić, jednak rozsądek nakazywał jej coś zupełnie innego.
- Powinienem był zrobić to w najlepszym momencie – uśmiechnął się.
- I to był według ciebie ten dobry moment? Osoby publiczne, a ty do takowych należysz, unikają takich sytuacji, przynajmniej powinny – skupiła się na wyrazie jego twarzy, który w tym momencie nie wyrażał żadnych emocji.
- Owszem, jestem osobą publiczną, ale co obchodzą mnie inni? Ja jestem piłkarzem, ale przede wszystkim jestem normalnym człowiekiem, niczym nie różniącym się od reszty, żyję tak jak inni i robię to, co kocham, Lily – ujął jej drobną dłoń w swoje.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, co zaszło przed chwilą, prawda? Liczysz się z tym, że być może jutro zobaczysz swoje zdjęcie na okładce jednego z plotkarskich magazynów w Anglii? – przechyliła głowę na bok.
- Lily, gdybym nieustannie przejmował się opiniami innych ludzi na mój temat, to nigdy nie byłbym sobą. Nawet jeśli tak się stanie, to nie pójdę przecież do redakcji tej gazety i nie urządzę z tego powodu awantury jakiemuś dziennikarzowi. Medialność jest wpisana w moje życie, tak samo jak i Stevena. A ty powinnaś o tym dobrze wiedzieć.
     Skinęła twierdząco głową. Rozumiała. Wiedziała, że bycie piłkarzem wiąże się z odpowiedzialnością, także tą medialną, choć nie zawsze pozytywną.
- Dlaczego mnie tutaj zabrałeś? – spojrzała na niego zaciekawiona, a on mógł dostrzec błysk w jej oku.
- Po prostu… Lubię takie miejsca, wydają mi się takie magiczne. Czy to ma jakieś znaczenie?- uśmiechnął się lekko.
- Jesteś bezmyślny i głupi – roześmiała się, wtulając twarz w jego ramię.
- I umilam ci Boże Narodzenie, a to było może nie do końca przemyślane, ale dobrze zaplanowane – musnął jej skroń.
- Dziękuję…

     Zwykłe dziękuję, a w jej różanych, delikatnych, słodkich ustach brzmiało to jak największy komplement, który miał przyjemność usłyszeć. Jedno banalne słowo, które sprawiło mu tyle radości. Jej podziękowanie – najwspanialszy prezent świąteczny, o jakim nawet sobie nie zamarzył. Było dobrze, choć nie wiedział, co tak naprawdę jest między nimi. Wiedział jednak, że ta krucha istotka stała się przez te kilka tygodni bliską jego sercu osobą. Nie mógłby pozwolić, by ktoś ją skrzywdził. On sam ryzykował, nie będąc pewnym, co tak naprawdę pokaże czas. Nie mógłby jednak nie spróbować, a przede wszystkim dołożyć wszelkich starań. Zaufała mu, a on tych świąt oddał jej swoje serce, oddał serce osobie wyjątkowej i nie oczekiwał na jego zwrot.

Nie ma maski, która by mogła długo
ukryć miłość tam, gdzie ona jest,
ani udawać ją tam, gdzie jej nie ma.

Prawdziwa miłość jest raną.
I tylko tak ją można odnaleźć w sobie,
 gdy czyjś ból boli człowieka jako jego ból.


~~~

     Widzisz kogoś pierwszy raz. Potem następny, później przychodzi czas na kolejne spotkania. Spotkania, które nie są planowane, a wynikają ze zbiegu okoliczności, jednak ty coraz częściej utwierdzasz się w przekonaniu, że to zrządzenie losu. Widzisz daną osobę kilkukrotnie, mając świadomość jej wyglądu, który wizualnie odtwarzasz każdego dnia w pamięci. Intryguje cię. Z kolei ty sam irytujesz ją. To jest śmieszne, takie jest twoje uczucie, ciebie samego czasami to wręcz bawi. Pokusisz się o stwierdzenie, iż jest to niezwykle urocze, choć zdefiniowanie tej relacji przychodzi ci z większą trudnością. Myślisz o tej osobie dniami, za sobą masz kilka nieprzespanych nocy, by móc rozwikłać tą otoczkę tajemniczości, którą ona roztacza wokół siebie. Czy możesz nazwać to miłością? Czy to jest właśnie to uczucie? Nie wiesz, ale ogarnia cię niesamowita euforia, kiedy bezpardonowo możesz nacieszyć oczy jej widokiem, kiedy widzisz jej lekki, niby nieśmiały uśmiech. po prostu cieszysz się jej obecnością. Marzysz o pozytywnym rozwoju wydarzeń.

     Wraz ze świętami uleciała też ich magia. A mówią, że to dobry okres. Dla niej to był chyba dobry okres. Bożonarodzeniowe popołudnie spędzone na lodowisku utkwiło jej głęboko w pamięci. Właśnie ze względu na magię i atrakcyjność tamtej chwili. Te wspomnienia wywoływały szeroki uśmiech na jej twarzy, dzięki któremu tak promieniała. Ryzykowała. Chciała spróbować. Czuła się szczęśliwa, bo znalazł się ktoś, komu zależało na niej samej, a nie na korzyściach bycia z siostrą kapitana reprezentacji Anglii. Mógł mieć każdą kobietę o jakiej zamarzył, ale wybrał ją. Miała przy boku mężczyznę, którego pragnęło tysiące kobiet w Liverpool’u, w Anglii i na całym świecie. To co połączyło Liliannę i Fernando było czymś niesamowicie szaleńczym, a jednocześnie niezwykłym. Mogliby uchodzić za parę nastolatków, darzących się obłędnym, młodzieńczym uczuciem. Jej emocje wiązały się wyłącznie z jego osobą. Mówiąc jestem zakochana za każdym razem, nigdy nie czuła czegoś na wzór tego, co czuła teraz, uczucia, które wręcz rozpierało ją od środka.

      Przystanęła wzdłuż linii bocznej murawy Anfield, ściskając w dłoniach lustrzankę, będącą dla niej przedmiotem pracy. Przechadzała się to w jedną, to w drugą stronę, czasami przystając przy jednej z bramek, która była oblegana przez piłkarzy miejscowego klubu, podzielonych przez trenera w ramach treningowego sparingu na dwie drużyny. Sam trening sprawiał grupce tych mężczyzn wiele radości, ponieważ piła co chwilę była w posiadaniu innego piłkarza. Podając ją sobie wzajemnie, momentami robili to tak nieudolnie, że sami śmiali się ze swoich chwilowych niekompetencji. A ona? Po prostu fotografowała. Jego. Obiektyw jej aparatu skupiał się tylko i wyłącznie na nim. Fernando Torres znajdował się niemal na każdym zdjęciu. Z piłką, ze skupieniem, z grymasem niezadowolenia na twarzy czy z uśmiechem po trafionym golu.

- Świat jest pięęęękny! – krzyknął Pepe Reina, pozując do obiektywu, co wywołało salwę śmiechu u fotografki i politowanie na twarzy Beniteza, który tylko z rozbawieniem kręcił głową, obserwując poczynania swoich podopiecznych.
- Piękne to było to! – wrzasnął Fernando, posyłając piłkę do siatki piętą swojego klubowego przyjaciela, co spotkało się z uznaniem pozostałych.
- Nowy Rok idzie, Reina zrobił ci przysługę – szturchnął go rozbawiony Steven.
- A ja się zastanawiam, czyja to zasługa ten goli to genialne samopoczucie naszego piegusa? – Dirk Kuyt mrugnął do Lily, przebiegając tuż obok niej, na co wywróciła tylko wymownie oczami.
- No Torres, przyznaj się, kto ci zawrócił w głowie? – wyszczerzył się hiszpański bramkarz.
- Ktoś niesamowity – uśmiechnął się, rozkładając niewinnie ramiona.
- Ja też będę dzisiaj niesamowity i dam wam wolne – uciął krótko Benitez. – Widzimy się na treningu, trzeciego stycznia. A teraz życzę wszystkim udanego sylwestra, szczęśliwego Nowego Roku i nie przesadzajcie z alkoholem, panowie! – zmrużył oczy.
- Tak jest. Wzajemnie z najlepszymi życzeniami dla pana – odparł Gerrard w imieniu całej drużyny.

     Kiedy wszyscy rozchodzili się do szatni, ona została jeszcze na murawie, obserwując puste trybuny. Sam widok stadionu pokrytego puchową warstwą był niesamowity. Mogłaby tak przyglądać się temu godzinami, a mróz nie był przeszkodą. Przymknęła lekko powieki, zaciągając się mroźnym powietrzem, co bardzo lubiła. Pozostawała w błogiej ciszy, którą po chwili przerwały czyjeś kroki powodujące skrzypienie śniegu. Wykrzywiła wargi w lekkim uśmiechu spełnienia, a jej puls stał się nieco szybszy. To miejsce tak na nią działało czy on sam miał na nią taki wpływ? Doskonale wiedziała, że tym kimś był on. Lekki podmuch zimowego wiatru umożliwił jej zaciągnięcie się zapachem jego perfum. Obróciła głowę lekko w bok, kiedy przystanął tuż obok niej, wpatrując się bliżej nieznany punkt. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po chwili to ona stała się obiektem jego zainteresowań, kiedy tonęła w jego brązowych tęczówkach, próbując nauczyć się w nich pływać. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie ku górze, co skrzętnie chciał ukryć. Rozchyliła lekko wargi, jakby chcąc coś powiedzieć. Uciszył ją opuszkiem palca, dotykając jej rozgrzanych ust. Objęła go za szyję, nie przerywając panującej pomiędzy nimi ciszy. Ta chwila była zbyt magiczna, by mogli ją przerwać. Raczyli się swoją obecnością otuleni lekką poświatą jasno świecącego księżyca.

- Co ja w tobie widzę, Milford? – musnął czubek jej noska, na co zareagowała cichym śmiechem.

     Widział w niej wiele. Widział w niej osobę, której oddał swoje serce, która była całym jego szczęściem. 


_______________________________________________


Moim zdaniem nastąpił wreszcie jakiś przełom w relacjach tej dwójki, coś, co chyba święciło się od jakiegoś czasu. Nie wiem, czy czujecie się zaskoczone, bo wszystko zmierzało ku temu. Dobrze wiecie, że lubię komplikować życie swoim bohaterom, a teraz oddaję ósemkę w wasze 'ręce'.
Pozdrawiam ^^.

P.S. Miałybyście ochotę na kilkuodcinkowe opowiadanie o Fernando Llorente?

21 komentarzy:

  1. Jak ja jej zazdroszczę *.* Torres jest taki uroczy :D I te opisy, awwww . Pepe Reina jest mocny hahah Czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę przełom a Torres jest uroczy i w ogóle cud i miód. A Reina to jest zajebisty człowiek uwielbiam go po prostu ;D Zapraszam na mojego nowego bloga na www.alisaxabi.blogspot.com i zachęcam do czytania i komentowania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze epilog na www.przypadekmilosc.blogspot.com ;*

      Usuń
  3. No tak, to jest przełom. :) Nie wiem co mam napisać więcej... :D
    Prezent od trenera na Nowy Rok, krótszy trening. To zawsze coś. :)
    Ciekawe, czy już tak do końca opowiadania Lili i Fernando będą razem.
    Czekam na kolejny!
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych rozdziałów. Jest przeuroczy i jestem póki co tak szczęśliwa, że im się udaje.
    Najchętniej rzuciłabym tylko krótkie "aawwww", ale się powstrzymam ;)
    Mam nadzieję, że na końcu, mimo zapewne komplikacji, będą razem :D
    Lubię twoją twórczość, więc jeślibyś pisała o Llorente, to mogę Ci obiecać tam swoją obecność ;)

    Poza tym zapraszam również do siebie, jeśli masz ochotę, na http://how-much-i-need-you.blogspot.com/
    Pozdrawiam cieplutko! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam też na drugi rozdział, jeśli chcesz http://how-much-i-need-you.blogspot.com/ :D

      Usuń
  5. ja bym miała ochotę na opowiadanie o Llorente ^^
    Odcinek świetny, kocham te twoje opisy! Fernando i Lily.. ahh, też tak chcę!
    Czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie coś drgnęło. Fernando pokazał, że w nosie ma gazety i że istnieją dla niego rzeczy wazniejsze, rzeczy, które nie mogą czekać i które należy uskuteczniać już i teraz, jak najszybciej.
    Zdecydowanie jest to najlepsza droga do zdobycia serca kobiety:)
    Pozdrawiam.
    [bkurek]

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na bloga o dosyć skomplikowanym uczuciu,które łączy psycholog sportową i jednego z piłkarzy Barcelony.Mam nadzieję,że zajrzysz;)
    you-can-fix-everything.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. twoje opisy zawsze przyprawiają mnie o coś takiego dziwnego, są magiczne.
    A między nimi nareszcie zaczęło się coś dziać, nareszcie.
    opowiadanie o Llorente jest według mnie dobrym pomysłem, bo uwleibiam wszystko twojego autorstwa.;p
    no to tyle. zapraszam do siebie ;pp
    [zraniona-za-mlodu]

    OdpowiedzUsuń
  9. Super, ze Fer pokazał jej że na prawdę mu na niej zależy. Nie obchodzi go co powiedzą inni i ma gdzieś plotki, to piękne :) Wgle on w tym opowiadaniu jest uroczy. Czekam na dalsze części i zapraszam na siódemkę http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/ Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj, miałabym wielką ochotę na opowiadanie o Llorente:) Ale ten drugi Fernando, ten Twój, jest po prostu wspaniały, tak wspaniały, że aż się zastanawiam, czy to na pewno Torres. Chyba się już chwaliłam, że nie należy on do moich ulubieńców, a Ty takimi rozdziałami i opisując go jako cudownego, wrażliwego chłopaka, nie pomagasz mi w dalszym jego nielubieniu:) Jeszcze przez Ciebie zmienię o nim zdanie hehe.
    Cieszę się, że Lily jest szczęśliwa, że chce choć spróbować, mimo, że sama nie ma zbyt dobrych wspomnień z poprzednich związków. Podnosić się po każdym upadku, zdradzie, złej chwili w życiu, potrafią tylko nieliczni, ale tym bardziej należy takie zachowanie pokazywać. Udowadniać, że naprawdę warto powstać z dołka, w który się wpadło...
    Pozdrawiam i czekam na następne części:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Sliczny rozdział, cieszę się, że relacje między nimi rozwinęły się w ten sposób :) Drgnęło zdecydowanie i teraz jest pięknie...
    Opowiadanie o Llorente - jak najbardziej na tak :)
    A u mnie nowy rozdział - http://this-complicated-life.blog.pl/ - zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo fajny rozdział! Dobrze, że Fernando i Lily coś do siebie poczuli pomimo takiej niechęci panny Milford do piłkarza na początku. W ich życiu jest tak romantycznie i cudownie! Na pewno coś w nim zmienisz! Czekam na kolejny z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  13. http://epic-memories.blog.pl/ Zapraszam na szóstkę !

    OdpowiedzUsuń
  14. Jane, że mamy ochotę. A co by nie :D
    Takiego faceta jakim tutaj jest Nando, chciałaby mieć niejedna kobieta na tym świecie. Ale prawda jest taka, że takich facetów nie ma i nie będzie.
    Teraz pozostaje wierzyć, że Fernando da Lili wiele szczęścia, że dzięki niemu chociaż trochę zapomni o bolesnej przeszłości. Odetnie się od tego co było złe i ją bolało. Wierzę, że tak będzie.

    OdpowiedzUsuń
  15. zapraszam na piątkę http://zraniona-za-mlodu.blogspot.com/
    wchodzę=czytam=komentuję;p
    Pozdrawiam i zapraszam ♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Kolejny rozdział - http://this-complicated-life.blog.pl/
    Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Wreszcie się zmotywowałam i nadrobiłam wszystkie rozdziały. Czytało mi się niesamowicie lekko, szybko minęło. :> Cieszę się bardzo z tego przełomu pomiędzy tą dwójką. Nie mogło być inaczej. :D
    Czyżbyś zamierzała w najbliższym czasie jakoś utrudnić im życie? ;)

    Na opowiadanie o Llorente mówię TAK! :D
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. świetne :)
    W końcu coś między nimi się ruszyło ;p
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  19. Zapraszam na rozdział 8 http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/ Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń