Lily wierzyła. Jak
najbardziej była osobą bardzo głębokiej wiary, spotykającej się często z
życiowymi chwilami zwątpienia. Jednak mimo wszelkich rozczarowań, jakie
napotkała na swojej drodze, gdzieś w głębi jej duszy zawsze tliła się nadzieja.
Nadzieja, która dla niej zawsze wiązała się w sposób szczególny ze świętami, z
Bożym Narodzeniem. To było takie niewytłumaczalne, a jednocześnie sensowne. To
był obraz jej świąt. Zawsze z
utęsknieniem wyczekiwała na te święta, które co roku były upamiętnieniem
narodzin Jezusa Chrystusa. Każdego roku były inne, ale tak samo magiczne.
Pierwszy dzień
świąt postanowiła spędzić sama, przeżyć wyłącznie w swojej obecności. Zastanowić
się nad sensem biegnącego nieubłagalnie życia, planując dla siebie długi seans
filmowy i towarzystwo ulubionych, czekoladowych lodów, mających stanowić
swoistego rodzaju dodatek, kiedy Steven najprawdopodobniej świętował z żoną i
jej rodzicami. Usilnie nalegał, by wraz z nimi pojechała do oddalonej o 30 km
od Liverpool’u posiadłości, jednak odmówiła. Nie chciała w tym uczestniczyć. Czułaby
się tam nieswojo, czuła, że ten czas nie byłby czasem najlepiej spędzonym, a co
za tym szło – troska brata, która momentami osiągała apogeum, irytując ją.
Miała dwadzieścia jeden lat, była dorosła, czuła się dorosłą i chciała spędzić
święta tak, jak sama je sobie zaplanowała. Nie miała zamiaru izolować się od
ludzi. Była typem samotnika. Lubiła zaszywać się gdzieś w kącie, by móc przemyśleć
wiele ważnych spraw, które w danym momencie były czymś w rodzaju priorytetów. Nie
wynikało to z poczucia jej wyższości, nie to było jej celem. Uwielbiała patrzeć
na Stevena, na to, jaki jest szczęśliwy, na to, jak łapie z życia garściami.
Miała skrytą nadzieję, że i ona kiedyś taka będzie. Szczęśliwa. Zakochana.
Optymistka.
Komedie romantyczne.
Nienawidziła ich. Wręcz nie znosiła. Jednak oglądała, czasami. Dlaczego? Tylko
te wybrane. Z Hugh Grantem w roli głównej. Miała do niego słabość. Słabość do
aktora, nie do mężczyzny. Uwielbiała jego osobę, to jego niesamowite poczucie
humoru, emanujące poprzez odgrywane przez niego role, co sprawiało, że ochoczo
zasiadała przed telewizorem. ‘Cztery wesela i jeden pogrzeb’, ‘Dwa tygodnie na
miłość’, ‘To właśnie miłość’, ‘Prosto w serce’ czy ‘Notting Hill’ to tylko
niektóre tytuły filmów, których scenariusz i treść miała wryte w pamięć.
Boże Narodzenie
2010, ‘To właśnie miłość” – Hugh Grant wcielający się w rolę premiera, pudełko czekoladowych
lodów. Dwa niezbędne dla niej elementy tego popołudnia. Który raz miała
obejrzeć ten film? Nie liczyła. Tematykę znała na wylot, jednak nie stanowiło
to przeszkody, by mogła na nowo przeżyć rozterki życiowe głównych bohaterów.
Kolejna bożonarodzeniowa brytyjska komedia, której osnowa ma dowieść, że miłość
jest uczuciem przenikającym całe nasze życie. Poprzez ukazanie dziesięciu
różnorodnych, autentycznych historii z życia bohaterów, bohaterów kochających,
będących kochanymi, czasami nie potrafiącymi jednak pokochać, którzy poszukują
miłości – uczucia definiowanego różnorodnie, indywidualnie według każdego
człowieka – lokują ją niewłaściwie, miłości, która poddawana jest próbom.
Lilianna chyba za
bardzo wzorowała się życiem bohaterów serialowych, niekiedy chcąc przenieść
fikcję producencką na rzeczywistość, co nie miało bliższego pokrycia ze sobą.
To nie było możliwe, wiele się zmieniło. Realia minionych lat stanowiły o
innych istotach niż realia wyznaczane przez teraźniejszość. Nie potrafiła zdefiniować
uczucia, jakim była miłość. Nie próbowała. Nie zaznała jej, kiedy tak bardzo
chciała. Puste nadzieje. To były denne historie miłosne ze szczęśliwym końcem. A
ona takowego w swoim życiu nie widziała, przynajmniej na razie, nic nie
zapowiadało takiego momentu. Często zastanawiała się, czy młodzieńcze
wspomnienia, młodzieńcze zauroczenia mogła zdefiniować jako chociażby niewinną,
szczeniacką miłość, pierwsze poważne uczucie.
-
Kochasz go?
-
Nie, absolutnie nie.
-
To dlaczego tak się na niego patrzysz?
-
To nic takiego. To tylko sentyment. Wspomnienie pierwszej, żałosnej, nieudolnej
miłości.
Nękana
natarczywym dźwiękiem dzwonka, niechętnie wygramoliła się spod obicia miękkiej
kanapy, by z grymasem na twarzy i chłodnym spojrzeniem wymalowanym w brązowych
tęczówkach powitać tego, kto śmiał przerwać jej kulminacyjny moment filmu. Takim
śmiałkiem okazał się Fernando Torres, któremu uśmiech nie schodził z ust.
- Są święta, ludzie spędzają je w rodzinnej atmosferze i takie
tam, inni chcą mieć święty spokój, a ty? Co tutaj robisz? – przywitała go z charakterystyczną
dla siebie ironią, ale też niewielkim zaskoczeniem w głosie.
- Za to ty Lilianna jesteś wredna, pyskata, dziecinna,
czepialska, cholernie skryta w sobie i spędzasz sama ten radosny dzień, czyż
nie? – przyjrzał się jej.
- A ja powiem, że ty sam, wyliczając mi te wszystkie wady,
do czego kompletnie nie masz prawa, bo nie znasz mnie tak naprawdę, nie wiesz o
mnie nic, jesteś bezczelny, okropny i arogancki – prychnęła, choć na jej twarzy
można było dostrzec malujące się rozbawienie.
- Ten arogant i bezczel chce z własnej, nieprzymuszonej woli
dotrzymać ci towarzystwa. Są święta – mrugnął do niej.
- Nie zapraszałam cię, Fernando, o ile mnie pamięć nie myli –
pokręciła z dezaprobatą głową.
- Jesteś naprawdę miła. Ubieraj się – rzucił.
Spojrzała na
niego pytająco, a zarazem irytująco, zwłaszcza, że nie miała zamiaru opuszczać
swojego mieszkania.
- Zabieram cię w jedno miejsce – zaśmiał się, widząc jej
bezradną minę.
- I liczysz na to, że się niby zgodzę? – przymrużyła lekko
powieki.
- Jestem o tym przekonany. Mi chyba nie odmówisz? – poruszył
brwiami w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Też mi argument – wzruszyła ramionami, narzucając na nie
zimowy płaszczyk.
- Przypominam ci, że jako fotograf drużyny, musisz być
towarzyska, a przede wszystkim poznać nas, zawodników od tej dobrej i
boiskowej, zresztą nie tylko boiskowej strony.
- Dzięki za dobrą radę, może wezmę ją sobie do serca, a
teraz powiedz mi, dokąd mnie ciągniesz – spojrzała na niego znacząco,
zatrzaskując drzwi.
- Zapraszam – poprawił ją.
- Proszę?
- Potrzymam cię w niepewności jeszcze kilka minut – mrugnął do
niej, uśmiechając się tylko pod nosem.
Dla obydwojga te
święta były inne, odbiegające od normy. Obydwoje znaleźli się podobnym położeniu.
Ale czy to miało być czymś straconym. Niekoniecznie. Osłodą tego świątecznego
popołudnia miało być lodowisko, na które ją zabrał. Uznał, że to spotkanie
będzie dla nich dobre tak, by mogli poznać się z tej luźniejszej strony, by
mogli dowiedzieć się o sobie czegoś więcej. Uporanie się z łyżwami nie było
zarówno dla niej, jak i dla niego większym problemem. Wchodząc na lodową taflę
zawahała się.
- Ja ostatni raz jeździłam na łyżwach dziesięć lat temu –
jęknęła z wymalowanym na twarzy grymasem.
- A ja jestem całkiem dobry w jeździe na łyżwach –
wyszczerzył się.
- Nie chcę się skompromitować na oczach tych ludzi i
zaliczyć spotkania z lodem.
Zaśmiał się,
delikatnie ściskając jej drobną dłoń, co miało służyć asekuracji w razie ewentualnego upadku. Odwzajemniła ten
uścisk, niespodziewanie. To było coś normalnego, dla obojga. W tym momencie nie
przejmowali się tym, że jest to lodowisko publiczne, gdzie wstęp ma każdy,
nawet wścibscy poszukiwacze sensacji, tym, że on, jako światowej sławy piłkarz
był osobą medialną, a co za tym szło też i rozpoznawalną, a ona jako siostra
kapitana miejscowego klubu i reprezentacji narodowej również była kojarzona
przez większość. Wszystko to odeszło jakby w zapomnienie.
- Może jakiś piruecik? – zaśmiał się, kiedy swobodnie
przemierzali obrany wcześniej dystans, złączeni w uścisku dłoni.
- Nie próbuj, lubię łyżwiarstwo, ale nie do przesady –
mocniej ścisnęła jego obydwie dłonie.
Nie krył swojego
rozbawienia, spoglądając na nią ukradkowo. Bawiła go, ale też intrygowała. Miała
w sobie coś tak niewytłumaczalnego, coś co urzekło go w niej. Sam nie potrafił
tego dokładniej zdefiniować. Obrócił ją dookoła własnej osi, już po chwili
spotykając się z jej oburzeniem.
- Ty.. oszalałeś, Torres? Jak bym tak się przewróciła? –
dźgnęła go palcem wskazującym centralnie w klatkę piersiową.
- Nie pozwoliłbym na to – odgarnął kosmyk włosów z jej
zaróżowionego mroźnym powietrzem policzka, drugą dłonią obejmując ją w talii.
Spojrzała w jego
brązowe tęczówki, hipnotyzujące swoją intensywnością. Nie wiedziała, co mogłaby
mu powiedzieć. Rozchyliła lekko wargi, jednak zrezygnowała po kilku sekundach,
nie chcąc, by to, co miałaby powiedzieć zabrzmiało banalnie i niedorzecznie.
Nie wytrzymał. Chwycił
ją za przegub dłoni i przyciągnął do siebie gwałtownie, zmniejszając dzielącą
ich odległość. Czubki nosów stykają się ze sobą, by po chwili mógł gwałtownie
musnąć jej pełne, malinowe wargi. Nie obchodziło go nic. Ludzie dookoła.
Konsekwencje. Liczyła się chwila. Liczyła się ta magia. Liczyła się ONA.
___________________________________________
Nie składam Wam jeszcze noworocznych życzeń, bo najprawdopodobniej dodam tutaj jeszcze coś przed Nowym Rokiem. Osobiście jestem niezadowolona z tego rozdziału, nie podoba mi się, jednak chciałam go bardzo dodać, nie wiem czemu. Wiem, że to brzmi dziwnie. To opowiadanie jest dla mnie ważne, może nie najbardziej, jednak jest bliskie mojemu sercu. Siódemkę oddaję w Wasze ręce i czekam na szczere opinie. Jakieś sugestie? ^^
Pozdrawiam ;**
P.S. Jeśli jesteście zainteresowane, to postanowiłam jeszcze raz opublikować opowiadanie o E. Lameli. Jeśli będziecie miały ochotę, to zapraszam --> klik.
Nie wiem czemu ci się nie podoba, mi bardzo. Poza tym podzielam uwielbienie bohaterki do Hugh Granta jako aktora a filmy, które wymieniłaś są moimi absolutnymi hitami na Święta :D Może dodam jeszcze polskie Listy do M i Ja cię kocham a ty śpisz :D
OdpowiedzUsuńFernando jest słodkim łobuzem i bardzo podoba mi się w tej odsłonie tak różnej od ostatniego opowiadania.
Czekam na kolejny rozdział w radosnym oczekiwaniu i powielam zaproszenie do mnie :)
Ostatnio dodawałam nowe rozdziały.
Pozdrawiam serdecznie :)
Święta to taki czas do których ja mam mieszane uczucia. Z je4dnej strony są to rodzinne święta, być może to jedyny czas w roku kiedy cała rodzina spotyka się razem czy jednym stole, ale z drugiej strony świąteczne piosenki i sklepy ubierane miesiąc przed świętami są mega irytujące i działające na nerwach, ale jednego jestem pewna. W święta nikt nie powinien być sam. Powinien je spędzić z rodziną czy chodźby przyjaciółmi. Dobrze, że Fer przyszedł do Lily i ją zabrał ze sobą. Moim zdaniem ona czasami za bardzo izoluje się od ludzi. Ja wiem, że każdy z nas czasami potrzebuje samotności, ale czemu ona nawet w święta chciała być sama? Może ona sobie tylko tak wmawiała, a rzeczywistość była zupełnie inna?
OdpowiedzUsuńMuszę rozgryźć bardziej Lily. Mam nadzieję, że to mi się uda za jakiś czas.
a końcówka była magiczna *.*
A jednak ja pocałował! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. I jeszcze to, że zignorował fakt, że przecież byli w miejscu publicznym, pełnym wścibskich ludzi z aparatami w dłoniach, to nie zawahał się ani chwili i pocałował Lily! (: Dobrze, że nie pozostawił jej jednak samej w święta, to jest teoretycznie czas, który podobno powinno spędzać się z gronie towarzyskim, nie samotnie. ^.-
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. xxx [ http://rok-w-raju.blogspot.com ]
Dobrze, że dodałaś ten rozdział właśnie w takiej odsłonie, jak dla mnie jest świetny:) i jeszcze te filmy z Hugh Grantem, a szczególnie "To właśnie miłość". Po prostu uwielbiam ten film...
OdpowiedzUsuńI Fer w końcu ją pocałował. Nie dziwię się, radosć, beztroska, lodowisko i towarzystwo pięknej dziewczyny u jego boku zwolniło pewne hamulce, jak strach przed tym, że wścibscy dziennikarze dopadną go i obsmarują w następnym wydaniu jakiegoś plotkarskiego szmatławca. Ale może nikt ich nie widział i ten świąteczny dzień zarówno Fer jak i Lily zapamiętają na długo:)
Czekam na tą obiecaną nowość jeszcze w tym roku:) Pozdrawiam:D
jak mogłaś przerwać w takim momencie!
OdpowiedzUsuńAh, ten Torres jest taki słodki!
Mam nadzieje, że nie będzie tu żadnego wścibskiego dziennikarza, który przerwie ten fantastyczny moment ^^
Czekam na nowość :*
Koniec wspaniały,czemu zakończyłaś ? xd
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :*
www.opowiadanie-lewa.blogspotcom
podoba mi się ten rozdział. jest na serio świetny! nie wiem, czy pisałam, ale postać Lily jest intrygująca. świetnie kontrastuje z Torresem. ona - złośnica, on - wesoły i słodki piłkarz, któremu w głowie siostra kolegi z drużyny. pasują do siebie! wspaniała końcówka. jestem ciekawa, jaka będzie reakcja dziewczyny na pocałunek. czekam z niecierpliwością na kolejny!
OdpowiedzUsuńZaplanował Fernando ten wypad chyba dosłownie w każdym calu:D Pewnie doskonale wiedział, że łyżwy zbliżają ludzi, zwłaszcza jeśli jedno z nich trochę jeździć nie umie;) Wymarzona wprost okazja na to, aby służyć pomocnym ramieniem kiedy koleżanka będzie zmierzać ku bliskiemu kontaktowi z lodem;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
[bkurek]
Rozdział jest fajny, taki klimatyczny :) Bardzo dobrze, że Fer przyjechał do Lily bo nikt w święta nie powinien być sam. Łyżwy to świetny pomysł, nareszcie ją pocałował. Jestem ciekawa jej reakcji. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńJest Liverpool, w dodatku jeszcze z Torresem, więc już mnie masz, :) Jeśli chodzi samą historię to jest całkiem... ja wiem... no nie wiem, kiepsko u mnie dzisiaj z elokwencją. Tak czy tak podoba mi się, :) Postacie Fernanda i Lily fajnie ze sobą kontrastują, obie są wyraziste, ale na zupełnie inny sposób. W dodatku Lily jest pewnego rodzaju zagadką, a Fer wydaje się być prostolinijny i przy tym niezwykle uroczy.
OdpowiedzUsuńPlus masz jeszcze u mnie za zakończenie rozdziału w takim momencie - jeszcze bardziej pragnie się kolejnego, :D
Mogłabyś mnie informować o nowościach? GG: 31069085 :>
No w końcu się doczekałam. Osobiście nie za bardzo przepadam za Hugh no ale cóż to moja opinia. Notka jest wspaniała i oczywiście zapraszam do siebie na www.zycie-to-decyzje.blogspot.com i na www.przypadekmilosc.blogspot.com
OdpowiedzUsuńhej zapraszam cię na moje nowe opowiadanie :) http://za--wszelka--cene.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWidzę, że trochę zaniedbałam się z czytaniem. Jak najszybciej postaram się nadrobić.
Zapraszam na 5 rozdział do siebie http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że ten rozdział przeczytam jutro? :)
OdpowiedzUsuńAch, jak romantycznie, długo czekałam na taką chwilę między tą dwójką. Rodzi się prawdziwa miłość, czy tylko lekkie zauroczenie? Sądzę, że coś więcej. Pozdrawiam / 444-days-in-hell
OdpowiedzUsuńUmmmm, jak romantycznie! Nando postanowił zawalczyć i dobrze! Święta powinny być radosne i spędzone w idealnym towarzystwie!
OdpowiedzUsuńJak to jesteś niezadowolona z tego rozdziału? Jak można byc noezadowolonym z takiego rozdziału???
OdpowiedzUsuńWidzisz, zmobilizowałam się, przeczytałam pierwszy rozdział, a potem już wszystkie inne od ręki. Tak już jakoś samo poszło :)
Genialne, dziewczyno. GENIALNE!
Nowość na www.przypadekmilosc.blogspot.com zapraszam i zachęcam do komentowania ;*
OdpowiedzUsuńDziesiątka na 444-days-in-hell.blogspot.com Zapraszam.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu dodałaś u mnie komentarz za co bardzo dziękuję :). Postaram się niedługo nadrobić twoje opowiadanie i cieszę się, że piszesz o Torresie, bo bardzo go lubię. :D Jeśli byłabyś zainteresowana to na viking-death-march.blogspot.com pojawił się nowy rozdział, zapraszam w wolnej chwili :)
OdpowiedzUsuńA mi tam się podoba ten rozdział. Wiem, miałam przeczytać wcześniej, ale najzwyczajniej w świecie zapomniałam. :(
OdpowiedzUsuńŚwięta - "magiczny czas".
Pocałowali się! :) Jupi!
Ciekawe, co będzie w kolejnym rozdziale, jak Lily postąpi? :)
Pozdrawiam! :)
Przeczytałam dawno temu i teraz będzie problem ze skomentowaniem. No ale nic może podołam.
OdpowiedzUsuńTorres był chyba ostatnią osobą jakiej Lilliana spodziewała się w swoich drzwiach święta. Nie mniej cieszy mnie fakt, że pozwoliła mu zagościć w tym jej jakże zajętym dniu. No bo przecież była zajęta przez Hugha Granta i to właśnie jego zostawiła kosztem Torresa ( nie wiem czy to co pisze jest polskie xd mam nadzieje ze rozumiesz co mam na myśli). I te łyżwy wydają się być udanym pomysłem dla obojga. Mam nadzieję, że Liliana po tym pocałunku po prostu nie ucieknie jak spłoszona łania. Czekam na rozwinięcie tej sytuacji
P.S. Przepraszam, że dopiero teraz komentuje i moj komentarz nie ma ładu i składu, ale dopiero choroba pozwoliła mi na nadrobienie wszystkiego
P.S.2 - Zapraszam na prolog na nowym blogu: http://hold-me-love-me.blogspot.com/
Ostatni rozdział na www.przypadekmilosc.blogspot.com zachęcam do czytania i komentowania ;*
OdpowiedzUsuń