Opowiadanie w całości dedykowane Izuś i La seniorita T.

9 grudnia 2012

#6. The conviction that my life was once more sense.


          Okres Świąt Bożego Narodzenia był coraz bliżej. Spacerując uliczkami miasta dawało się wyczuć w powietrzu tą magiczną atmosferę, którą podsycały kolorowe, uliczne neony i wystawy sklepowe, zachęcające przechodniów do zakupowego, przedświątecznego szaleństwa. Lily chciała, ale przede wszystkim miała nadzieję na to, że te święta będą wyjątkowe w każdym tego słowa tego znaczeniu. I po części takie były. Jednak nie miały one wyglądać tak, jak ona sama by tego chciała. To miały być jej pierwsze, samodzielne święta. Święta, do których przygotowania miały sprawić jej chwile radości i beztroski. Nie potrafiłaby przeżyć ich ot tak, zwyczajnie, siadając przy stole pełnym najpyszniejszych potraw i śpiewając kolędy – tak, jak robiła to dotychczas, z rodzicami, z bratem. Śmierć ojca, którego nie zdążyła poznać, którego kochała skrycie, pomimo wszystkich przykrości, poruszyła ją dogłębnie, wstrząsnęła jej wnętrzem, po raz kolejny raniąc jej kruchą psychikę.

- Wszystkie te spotkania uważam za bezsensowne. Nie dają mi one niczego. Nie mam większej ochoty, by tutaj przychodzić. Bo i po co? Nie jestem tutaj z własnej woli, robię to na prośbę Stevena, nic więcej. Mam do powiedzenia praktycznie niewiele albo i nic. Wiele razy zastanawiałam się nad moim życiem. Do jakiego wniosku doszłam? Nigdy nie miałam życia takiego, jakie bym chciała. Nigdy nie prowadziłam życia takiego, jak mieli moi rówieśnicy, więc nie tęsknię za nim. Jestem samotniczką, chociaż bardzo potrzebuję bliskości. Mam słabość do wysportowanych, przystojnych mężczyzn, z których każdy jest moim chwilowym ukojeniem, bądź wiązał się ze mną ze względu na brata. Czy to coś złego chcieć kochać i móc być kochanym? Ja nigdy tego nie zaznałam. Zwłaszcza po śmierci mamy. Już nic nie będzie takie samo. Wie pani, co? Najgorsze jest to, że będzie brakować mi ojca. Fakt, nie byłam córką idealną, jaką sobie wymarzył, ale kochałam go, na swój sposób, ale go kochałam. Nie wiem, czy to samo mogłabym powiedzieć w stosunku odwrotnym. Wiem, że będzie mi go brakowało, jego, jego głosu, jego sylwetki. Najbardziej boli to, że, pomijając wszystko to, co było między nami, nie dane było mi się z nim pożegnać… Często zastanawiam się, czym tak naprawdę jest moje życie, czy  ma ono jakikolwiek sens. Chciałabym zaznać ciepła, bliskości. To zapewniał mi mój chłopak, Lance. Przynajmniej wtedy wydawało mi się, że jestem w nim szaleńczo zakochana. Wróćmy, każdy mężczyzna, pojawiający się w moim życiu miał być tym wyjątkowym i jedynym. Usilnie pragnęłam go pokochać. W końcu zostałam sama, zdradzona, porzucona, rozczarowana. Nie, to nie zdrada mną wstrząsnęła. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem głupia i nierozsądna, że moje życie prywatne przypomina błędne koło. Nowy mężczyzna, nowe nadzieje, rozczarowanie i życie w nieświadomości, kolejny związek. Do Liverpool’u przyjechałam z nowymi nadziejami, z pozytywnym nastawieniem. Chciałam zacząć życie na własny rachunek i nadal chcę. Nie chciałam żadnego mężczyzny, uznając, że nie będzie dla niego miejsca w moim życiu. Mam brata, mam swój poukładany plan na życie i fotografię, pasję, która tak bardzo mi pomaga, tak bardzo mnie uskrzydla. Dzięki niej zapominam o problemach życia codziennego, czasami tylko chwilowo, ale uwielbiam ten błogostan, tą świadomość, że choć w tej dziedzinie życia nie jestem ograniczana czy kontrolowana, że oddaję się swojej pasji. Uwieczniam każdą chwilę, z którą łączy się jakaś historia…

     Przemierzała zaśnieżone ulice miasta, po drodze mijając ludzi. Ludzi, którym tak zazdrościła tego samopoczucia. Szerokie uśmiechy, wymalowane na ich twarzach działały na nią jak aerozol na muchy – zabijały każdą, nawet najmniejszą cząsteczkę radości. Nie czuła magii zbliżających się świąt. Dla niej miały być one kilkudniowym odpoczynkiem od codzienności. Ubieranie choinki – banalny, tradycyjny zwyczaj, jak dotąd sprawiający jej nieograniczoną miarę radości, teraz był dla niej czymś w rodzaju nieistotnego elementu, odchodzącego do lamusa. Mało obchodziło ją to, co działo się wokół niej, była pochłonięta swoimi alegorycznymi myślami, chcąc pozbierać i ułożyć je w jedną spójną całość.
     Otrząsnęła się dopiero w momencie, kiedy usłyszała nawoływanie swojego imienia przez kogoś zupełnie nieznanego jej w tym momencie.
- Lily… Tak mi przykro, naprawdę – odezwała się młoda kobieta, dobijająca mniej więcej do granicy trzydziestki.
- Dziękuję, daję sobie jakoś radę, Vivianne – spuściła wzrok, wbijając wzrok w czubki swoich butów.
- Rozumiem, ale gdybyś potrzebowała jakiejkolwiek pomocy, to wiedz, że możesz liczyć na mnie i na Pepe. Gdybyś czegoś potrzebowała, to chciałabym, żebyś wiedziała, że po prostu jesteśmy… - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- To nie będzie potrzebne.
- Fernando mówił, że ciężko znosisz śmierć ojca. Przeżywasz to, prawda?
- Fe.. Fernando? – zmrużyła oczy, z trudem przełykając ślinę.
- Tak.
     W jej głowie zrodziło się pytanie skąd wiedział? To, że dotarła do niego informacja o śmierci ojca jej i Stevena, nie zdziwiło jej, ani trochę. Oczywistą rzeczą było, że jako najlepszy przyjaciel Gerrarda wiedział o tym. Nie miał jednak pojęcia, co czuła. Skąd mógł to wiedzieć? Nie zdawał sobie sprawy, z tego, co właśnie przeżywała. Nie miał prawa wypowiadać się na ten temat.
- Nie sądzę, aby Fernando wiedział, co czuję w tym momencie, a tym bardziej, co przeżywam ostatnio. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz kontaktował się ze mną. Miesiąc? Dwa temu?
- Nie bądź na niego zła, najwidoczniej miał ku temu ważny powód. Wierz mi, że na swój sposób jesteś dla niego ważna. Ma swoje źródła i bardzo interesuje się twoim życiem, Lilianna. Jemu zależy.
- Na kim? Nic nie wiadomo mi na ten temat. No chyba, że jest jeszcze ktoś, o kim nie wiem, to już inna kwestia – rzuciła z wyczuwalną ironią w głosie.
- Dlaczego jesteś taka, co? – westchnęła, kręcąc głową.
- Jaka?
- Nie chcesz dać mu szansy, a może warto spróbować?
- Proszę cię, Vivianne, daj sobie spokój. Widocznie miał ważniejsze sprawy na głowie. Ma swoją rodzinę, a ja? Spędził ze mną tylko kilka dni w miłej atmosferze i tyle.
- Znam go dość długo i lepiej niż ty. Nie mówię tego wszystkiego, aby cię zdenerwować. Chcę ci uświadomić, że jest człowiekiem tak ambitnym i uczuciowym, że nie odpuści. Daj mu tylko trochę czasu – pogładziła jej ramię, uśmiechając się lekko.
- Życie nauczyło mnie wiele, przeżyłam wiele rozczarowań. Oszczędzę sobie kolejnego – obróciła głowę w bok.
- Przekonasz się jeszcze o tym, co przed chwilą powiedziałam. Uwierz wreszcie, że zasługujesz na to, co dobre – odparła, spoglądając na nią pokrzepiająco, przy czym życząc wesołych świąt, oddaliła się.

     Ten dzień, a właściwie wieczór miała spędzić w ‘rodzinnej’ atmosferze, która nie do końca miała odzwierciedlać rzeczywistość. Wiedziała, że tak właśnie będzie. Nie mogła czuć się odtrącona. Steven nie mógłby zapomnieć o niej w tym szczególnym czasie. Nie wyobrażał sobie kolacji wigilijnej bez nowo poślubionej żony, a przede wszystkim młodszej siostry, na myśl o której pękało mu serce. Wiedział, że nie może jej już pomóc. Spotkania z psychologiem, które aranżował nie przyniosły żadnego efektu. W jego oczach była cieniem żywej istoty. Ona natomiast nie odczuwała potrzeby świętowania. Śpiewanie kolęd, wręczanie sobie prezentów, wigilijna kolacja, sama myśl o tym przyprawiała ją o ironię. Może to ironia losu bawiła się teraz nią? Wybierała się tam tylko dlatego, by nie sprawić przykrości bratu i bratowej, którzy z zapałem przygotowywali się do swoich pierwszych świąt, których wyjątkowość przyćmiła nieco śmierć ojca, ale nie zamknęli się na świat, na ludzi. Steven gdzieś głęboko przeżył odejście ojca, jednak nie okazywał tego tak bardzo, jak Lilianna. Wiedział, że musi stanowić oparcie dla niej, ale też nie zapominać o swojej żonie.

     Niespecjalnie zadbała o swój wygląd zewnętrzny. Czarna sukienka przed kolano, uzupełniona aksamitnym sweterkiem w tym samym kolorze, nie wygląd stanowił o istocie człowieka. Tak uważała. Narzuciła na siebie jeszcze płaszczyk i była gotowa do wyjścia. Chciała wyjść, mieć to wszystko jak najszybciej za sobą i wrócić. Rzucić się na łóżko i po raz kolejny wypłakać się, co przynosiło jej chwilową ulgę.
     Zgodnie z obietnicą, kiedy zegar wskazywał 18 zapukała do drzwi  mieszkania. Ujrzała uśmiechniętą blondynkę, a zaraz za nią Stevena, który nie ukrywał, że bardzo zależało mu na jej obecności tego wieczoru.
- Cieszę się, że będziesz jednak z nami – przytuliła ją mocno.
- To miłe z waszej strony – wykrzywiła wargi w lekkim uśmiechu.
- Chyba nie myślisz, że ja i Steven pozwolilibyśmy na to, żebyś została sama? Nie było nawet takiej opcji – mrugnęła do niej.
     Nie sposób było jej nie polubić. Od początku złapała dobry kontakt z Alex. Wiedziała, że jej brat nie mógł trafić lepiej. Miał przy boku cudowną, a przede wszystkim zakochaną w nim kobietę, z którą planował równie cudowne życie. Zazdrościła im tego szczęścia, a przede wszystkim uczucia, które łączyło ich już od kilku lat.
- Zmarzłaś? Mogłem przecież po ciebie przyjechać, głuptasku – skarcił ją Gerrard, tuląc do siebie.
- Steven, przestań traktować mnie, jak małą dziewczynkę. Jak widać poradziłam sobie – westchnęła.
- Martwię się o ciebie, zresztą nie tylko ja – musnął jej czoło.
- Dobra, wystarczy już, mamy w końcu wigilię.
- Racja. Zaprosiliśmy jeszcze kogoś, mam nadzieję, że nie będziesz zła? – przyjrzał się jej badawczo.
- No skąd, to wasze święta..
- To nasze święta, Lily, wspólne – poprowadził ją do salonu.
     Tą sylwetkę rozpoznałaby wszędzie. Wysoki mężczyzna, przyodziany w ciemny, idealnie skrojony garnitur… Wpatrywał się w nią swoimi ciemnoczekoladowymi oczami, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji w przeciwieństwie do niej. Poczuła, że ogarnia ją fala złości, żalu i rozgoryczenia jednocześnie.
- Dlaczego mi nie powiedzieliście? Jakim prawem nieustannie działacie za moimi plecami?! – rzuciła rozzłoszczona.
- Uspokój się, proszę. Powinniście porozmawiać. Zrobiliśmy to dla twojego dobra – odparł Steven.
- Nie wiesz, co jest dla mnie dobre!
- Lily, proszę…
     Westchnęła ciężko, kręcąc tylko głową. Nie potrafiła zrozumieć tej ciągłej ingerencji brata w swoje życie prywatne. Fernando Torres do niego nie należał. Jego obecność tutaj ciążyła jej. Miała ochotę wygarnąć mu wszystko, co leżało jej na sercu, ale po co? Czy umawiali się na cokolwiek? Obiecywali coś sobie? Nie, między nimi nie było niczego, więc nie miała takiego prawa.
- Lily, przepraszam – nawet nie zorientowała się, kiedy stanął tuż za nią, a szept jego głosu przyjemnie podrażnił płatek jej ucha.
- A uważasz, że masz za co? – oczywiste, że miał za co.
- Za to, że nie było mnie przy tobie, że zniknąłem tak nagle, bez słowa.
- Wystarczyłby chociaż jeden głupi sms, Fernando – rzuciła.
- Ja wiele spraw musiałem przemyśleć, do niektórych rzeczy nabrać dystansu, zastanowić się – uchwycił jej dłoń w swoją.
- Taak? I do jakiego wniosku doszedłeś? Do mnie zdążyłeś nabrać dużego dystansu – strąciła ją.
- Wszystko ci wyjaśnię, porozmawiajmy na osobności.
- Nie, tu i teraz.
- Proszę…
     Westchnęła ledwo słyszalnie i udała się do pokoju gościnnego, co przyjął z lekką ulgą, podążając za nią.
- Słucham… - przysiadła na kanapie.
- Jesteś wyjątkowa. Steven opowiadał mi o twoich poprzednich krótkotrwałych znajomościach. Ja nie chciałem, żeby i w tym przypadku było podobnie, żebyśmy spędzili miło kilka tygodni i cały ten czar prysł. Nie o to przecież chodzi – usiadł obok, nie spuszczając z niej wzroku.
- A o co? – wszystko to, co mówił wydawało się jej takie prawdziwe i takie szczere, ale czy miało pokrycie z rzeczywistością? Ile razy to już słyszała?
- Chciałbym dojść do wszystkiego, ale w swoim czasie. Wiem i zdaję sobie sprawę, jak wiele już przeszłaś. Przez ostatni miesiąc nie myślałem o niczym innym, by tylko móc pocieszyć cię po śmierci ojca.
- To dlaczego tego nie zrobiłeś, dlaczego nie zrobiłeś czegokolwiek? – spojrzała w bliżej nieokreślony punkt, wsłuchując się w jego miarowy oddech.
- Zajął się tobą Steven, potem terapia u psychologa, nie chciałem mieszać ci w głowie, to nie byłoby mądre z mojej strony. Uznałem wtedy, że prawdopodobnie chcesz przeżyć żałobę w ciszy i spokoju, ale dzisiaj wiem, że to było moim błędem.
- Fernando… - odwróciła twarz w jego stronę.
     Uśmiechnął się lekko, odgarniając kosmyk włosów z jej lekko zaróżowionego policzka. Ona nie myślała o niczym innym, by tylko wtulić się w jego silne ramiona. W ostatnim czasie tak bardzo jej tego brakowało. Wiedział, czego potrzebuje. Chciał jej to zapewnić, ale nie chciał też jej skrzywdzić.
- Będzie dobrze, uwierz tylko – jedynym, delikatnym ruchem przyciągnął ją do siebie, a ona ułożyła głowę na jego ramieniu, racząc się słodkim zapachem jego perfum, które przyjemnie drażniły jej nozdrza. Chciała spróbować w to uwierzyć. Jego obecność dodawała jej hartu ducha, stabilności i pewności siebie. Nienawidziła w sonie tych uczuć. Powinna była go przecież odtrącić, piłkarz nie miał być elementem, mającym miejsce w jej życiu, nowym życiu, lecz dzięki niemu zrozumiała, że najbliższy czas może być nie do końca przepełniony tą pustką, towarzyszącą jej głęboko w sercu. 


______________________________________________


Czy mogę dodać coś od siebie? Nawet lubię ten rozdział, co nie znaczy, że nie zmieniłabym w nim kilku elementów, ale jednak pozostawię go do Waszej oceny.
Ja sama czuję się fatalnie. Wyniki były złe, a te piątkowe są jeszcze gorsze, więc nie wiem, co teraz ze mną będzie.
Pozdrawiam. 

25 komentarzy:

  1. na serio piękny rozdział! Fernando chciał, jak najlepiej dla Lily i za to ma plusa. widać, że zależy mu na niej i robi wszystko, żeby nie przestraszyć jej. rozumie stan, w którym aktualnie się znajduje. dziewczyna może być szczęśliwa, że trafił się jej taki wspaniały przyjaciel, choć mógłby odezwać się przez te dwa miesiące. Lily na pewno czuła się osamotniona i oszukana. na szczęście pogodzili się! czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że teraz wszystko będzie już tylko lepiej. Fernando jest facetem, który na nią zasługuje, on chce się nią zaopiekować, zależy mu na niej/Kurde, życzę im szczęscia:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wspaniały...
    Nie dziwie się jej emocją jakie się w niej wzbudziły, gdy zobaczyła Fernando. Wiadomo brat chce dobrze dla własnej siostry no ale są pewne tego granice.
    Czekam na next ;*
    Oraz zapraszam do siebie www.torresija.blogspot.com ;*
    Głowa do góry ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. Piekny rozdzial. Az sie rozmarzylam o swietach! I ten Fernando, jak mogl sie przez tyle czasu nie odzywac?! Czekam na nowosc ; *
    / inszaaaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczny rozdział, pełen takich osobistych przemyśleń. ;-)) Jesteś naprawdę dobra jeśli chodzi o takie właśnie rozdziały, lubię Cię w takim poważnym, przemyślanym wydaniu, bo to wychodzi Ci naprawdę fantastycznie. ;-**
    Mam nadzieję, że dzięki Fernando Lily wreszcie uwierzy w siebie i w to, że naprawdę jest warta zainteresowania.
    [http://rok-w-raju.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. zapraszam na nowość na www.gorzki-smak.blogspot.com

    P.S. Twoje mam przeczytane - komentarz dodam hm... pewnie za kilka godzin jak uloze cos sensownego

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też lubię ten rozdział, i w przeciwieństwie do Ciebie, nie zmieniłabym tu już nic. Masz niesamowitą łatwość w opisywaniu uczuć bohaterów, ich wewnętrznych rozterek, przeżyć. Lilly jest dla mnie osobą, z którą mam wiele wspólnego, dlatego za każdym razem, kiedy czytam kolejną część, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czytam o sobie. Dziwne uczucie, ale dzięki temu mogę się bardziej skupić na tym, co ona przeżywa.
    Nie przepadam za to za Torresem, jak chyba już kiedyś Ci wspominałam. Ale ten wykreowany przez Ciebie...Hmmm, chyba jego mogłabym polubić:) Tak choć troszeczkę:)
    Nie bardzo się zorientowałam, kim była ta osoba, którą Lilly spotkała na ulicy, jakąś krewną/znajomą Fernando, że tak dobrze go znała? Mam nadzieję, że to, co powiedziała pannie Gerrard było prawdą, że Ferowi naprawdę zależy, że chce pomóc Lilly podźwignąć się z tego dołka, co ja mówię, dołu psychicznego, w który wpadła po śmierci najpierw mamy, a potem taty.
    Duża jak zwykle rola Stevena. Na pewno też przeżył bardzo śmieć rodziców, ale wydaje mi się, że był jakby bardziej uodporniony na ten ból po ich stracie. Zresztą, miał Alex, zakochaną w nim i on w niej. Tak głęboka miłość potrafi pomóc niczym najlepsze lekarstwo...
    Trzymaj się, nie poddawaj, jestem z Tobą, pozdrawiam serdecznie:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział naprawdę świetny, nie trzeba nic a nic zmieniać. Szkoda Lilly, takie doły bywają bolesne dla duszy i dobrze, że Ferdek jest na tyle zajeb***y, że chce i może jej pomóc.
    Zdrowiej kochana i pisz jak najwięcej. Aczkolwiek tęsknię okrutnie za poprzednim blogiem.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział b. fajny. Jest w nim dużo emocji. :)
    Jak dobrze, że Fernando wszystko wyjaśnił Lily.
    Jestem ciekawa, co będzie dalej. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział jest genialny, więc nie trzeba i nie powinnaś zmieniać w nim czegokolwiek. Nie dość, że Lily i tak było ciężko, to jeszcze śmierć ojca. Cóż, na prawdę Fernando zaimponował mimo wszystko. Widać, że mu zależy na czymś więcej niż przelotnym romansie. Liczę, że wszystko będzie dobrze i z Tobą, i z opowiadaniem, które na prawdę lubię.
    Zdrowia! Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  11. http://kuba-sam-meczu-nie-wygrasz.blogspot.com
    Zostałaś nominowana do Liebster Awards :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mimo że Lily nie miała idealnych kontaktów z ojcem, to myślę, że trudno jest jej z myślą, że już go nie zobaczy. Sama nawet w podobny sposób to ujęła. To był jej ojcem, bez względu na to jaki był, ona na swój własny sposób go kochała. Lily nie jest teraz sama ma Fernando brata, bratową . Nie jest sama. Są ludzie którym zależy na jej szczęściu i mam taką nadzieję, że Lily coraz bardziej będzie to doceniać. Chciałabym, aby ona wreszcie zaczęła cieszyć się życiem i z optymizmem patrzeć w przyszłość. Bo trzeba wierzyć, że teraz już będzie tylko lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Szkoda, że Fernando nie odzywał się przez tak długi czas, wtedy kiedy Lily go potrzebowała ale ciesze się, że wszystko sobie wyjaśnili. Widać, że Fernando na niej zależy.
    Przepraszam, że komentuję dopiero teraz. Czekam na następny. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapraszam na 5 na www.cor-do-arco-iris.blogspot.com

    Zaległość nadrobie po dzisiejszym meczu

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział dziewiąty na moim blogu - > 444-days-in-hell.blogspot.com / zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo źle, że Fernando nie był przy niej, gdy tego potrzebowała, dlatego nie powinien dziwić się jego reakcji. I czy Fernando właśnie wyznał nam miłość do Lily?:D

    Mi również podoba się rozdział, ale nie jestem w stanie napisać nic więcej, bo poprzedniczki powiedziały już wszystko xd

    OdpowiedzUsuń
  17. nominowałam cię do Liebster Awards :)

    OdpowiedzUsuń
  18. W końcu nadrobiłam !! : )
    Święta dla każdego powinny być szczęśliwym czasem i mam nadzieję, że teraz dla tej dwójki to będzie lepszy czas :)
    Czekam na więcej ;pp

    OdpowiedzUsuń
  19. dwójka na zraniona-za-mlodu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. A już myślałam, że tą Wigilię trzeba będzie spisać na straty, wszystko z powodu niespodziewanego przez Lily gościa. Jednak okazuje się, że nie należy niczego zakładać z góry, bo nawet najgorsza z pozoru sytuacja może się skończyć całkiem ciekawie.
    Aż się zaczęłam zastanawiać czy to wszystko, co działo się wcześniej, nie było właśnie potrzebne, żeby teraz mogło być dobrze. Chociaż teraz przeszłość jest już chyba nieważne, co nie?;D
    Pozdrawiam.
    [bkurek.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wiem, wiem, wiem! Nie pisałam i nie czytałam Waszych opowiadań baaardzooo długi czas. Domyślam się, że z tego powodu możecie być na mnie wkurzeni; możecie nawet nie chcieć zapoznać się z tą oto wiadomością ode mnie, ale... Kurczę, teraz mamy przerwę świąteczną, więc postaram się nadrobić zaległości, bo przynajmniej w tym okresie należą mi się jakieś przyjemności! :D
    Zanim się jednak do nich zabiorę, chciałabym zaprosić do lektury nowego rozdziału na:
    www.flying-wings.blog.onet.pl
    Jak widzicie - nie porzuciłam blogowania, chociaż byłam tego bliska, m.in. ze względu na zmianę platformy, po której nie potrafię się jeszcze poruszać. Cóż, wprowadziłam na blogu pewne zmiany, ale do ideału jeszcze daleko.

    Całuję, ściskam oraz życzę Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  23. Nadrabiam, teraz jest wolne, więc przeczytałam. Rozdział bardzo mi się podoba. Spodobał mi się ten początek, gdy główna bohaterka mówiła o sobie. Przykro, że Fernando się do niej tyle nie odzywał, ale teraz na pewno sobie wszystko wyjaśnią i będzie lepiej. W końcu są święta i nie ma co się kłócić i gniewać na siebie. Ja również życzę Ci Wesołych Świąt, dużo prezentów i spełnienia marzeń :* / 444-days-in-hell

    OdpowiedzUsuń
  24. Podobał mi się ten rozdział. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny :)
    Zapraszam do mnie:
    http://amor--sin--fronteras.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń