Rozbudziły ją
promienie słoneczne, wdzierające się do sypialni za sprawą niedokładnie
zasuniętych rolet, które tańcząc po pomieszczeniu, oślepiły ją, co przyjęła z
wielkim grymasem na twarzy. Przymknęła z powrotem powieki, wypuszczając głośno
powietrze z płuc. Obróciła głowę bokiem, by móc spojrzeć na śpiącego piłkarza.
Spał, oddychając miarowo z poduszką odciśniętą na prawym policzku. Wyglądał niewinnie,
a zarazem uroczo, co nie ubierało mu uroku dorosłego mężczyzny. Uśmiechnęła się
lekko. Nie chciała go budzić, nie miałaby serca tego zrobić. Wysunęła stopy na
drewnianą podłogę, a jej ciało przeszył nieprzyjemny dreszczyk, pod wpływem
którego wzdrygnęła się. Cichymi kroczkami, nie chcąc przypadkiem go obudzić,
udała się do łazienki, gdzie chciała zmyć z siebie resztki zmęczenia i smutku.
Może i
przygotowanie zwyczajnego posiłku, jakim było śniadanie, to nic nadzwyczajnego,
a raczej swoistego rodzaju normalny rytuał. Właściwie jedynie w ten sposób
mogła okazać mu jakąkolwiek wdzięczność za to, co dotychczas dla niej zrobił. Być
może niewiele, ale dla niej samej wystarczająco dużo. Czasami zastanawiał ją
fakt, dlaczego, a przede wszystkim po co to wszystko robi. Nie wierzyła w
bezinteresowność ludzką. W dzisiejszym świecie to było dla niej zupełnie
niespotykane, oczywiste było, że każdy oczekuje od kogoś czegoś w zamian. Takie
były realia, a ona doskonale o nich wiedziała, zbierając międzyczasie od życia
wiele ciosów. Kiedy nakryła do stołu, usłyszała cichu szmer. W progu przystanął
Fernando, mając na sobie jedynie jeansowe spodnie. Uśmiechnął się uroczo.
- Zdążyłaś przygotować cokolwiek? Sądziłem raczej, że Twoja
lodówka będzie świecić pustkami – zaśmiał się.
- Zupełnie niepotrzebnie się tym trapisz, jest pełna –
wykrzywiła wargi w lekkim uśmiechu, zalewając przygotowane wcześniej kubki z
kawą.
Usiadł przy
stole, z zainteresowaniem śledząc każdy jej ruch. W międzyczasie wystukał
krótkiego sms-a, że z Lily wszystko w porządku, życząc udanej podróży poślubnej
przyjacielowi.
- Już, poinformowałeś Stevena? – spojrzała na niego
wymownie, siadając naprzeciw i stawiając przed nim kubek z brązową, parującą
cieczą. Nie umknął jej owy fakt.
- Życzyłem mu tylko szczęśliwej podróży – puścił jej oczko.
- Oh, daj spokój. Oboje wiemy, jak jest. Jesteś tutaj, bo
poprosił cię o to Steven, za co jestem wdzięczna, ale nie musisz tego dalej
robić, nie chcę, żeby tak to wyglądało – wywróciła oczyma poirytowana.
- Dlaczego nie chcesz uwierzyć, że ktoś potrafi
zainteresować się tobą ta po prostu? – przyjrzał się jej, tym samym zmuszając,
by spojrzała mu prosto w oczy.
- Bo najzwyczajniej w to nie wierzę. Już gdzieś słyszałam
podobny test – rzuciła.
- Najwidoczniej ten, kto ci to powiedział miał dużo racji.
- Wiesz, za wiele przeszłam, żeby uwierzyć w taką ludzką
bezinteresowność. Chcę przestać być zdana na łaskę brata, a on ciągle mi to
poniekąd uniemożliwia, bo traktuje mnie jak małoletnią dziewczynkę. To, że mam
tylko dwadzieścia jeden lat nie znaczy, że nie mam pojęcia o życiu, wręcz
przeciwnie. Zawsze pozostawałam w cieniu Stevena, zawsze byłam tą
nieodpowiedzialną, zawsze byłam tą złą, która nie miała pojęcia o niczym. To naprawdę
nie jest miłe – wyrzuciła z siebie. – Ale co ty możesz o tym wiedzieć.
- To, że jestem piłkarzem, nie znaczy, że nie mam pojęcia o
prawdziwym życiu, Lily – odparł spokojnym tonem głosu.
- Nie zaprzeczam, ale twoje życie różni się od mojego o
trzysta sześćdziesiąt stopni. Nigdy nie byłeś zdany na siebie, nie przeżyłeś
śmierci matki, która była jedyną rozumiejącą cię osobą, nie musiałeś znosić
obecności ojca tyrana, dla którego byłeś i będziesz czymś w rodzaju żywej
pogardy.
- Mówimy o tobie, co nie zmienia faktu, że mam wspaniałych
rodziców. Nie powinnaś żyć życiowymi rozczarowaniami, masz prawo do szczęścia
tak, jak inni. Uwierz w siebie. A Steven? Steven po prostu się o ciebie
troszczy, a ja nie widzę w tym nic złego. Zależy mu na twoim szczęściu. Wszystko,
co robiłem do tej pory było bezinteresowne, uwierz – spojrzał na nią
zatroskany.
- Jedz już – uśmiechnęła się blado, zamyślając przez chwilę.
Może miał rację?
Ona potrzebowała szczęścia. Nie mogła znaleźć tylko osoby, która to szczęście
by jej zapewniła. Niby zwyczajny, życiowy banał, a w jej przypadku tak trudny
do zrealizowania. Chciała być szczęśliwa. Zasługiwała na to szczęście. Życie powinno
się wreszcie do niej uśmiechnąć, los powinien zacząć jej sprzyjać, on chciał
jej w tym dopomóc.
~~~
Życie potrafi być
okrutne, potrafi być zawrotne, potrafi być bolesne. Wystarczy jedno, pozornie
obojętnie odbierane wydarzenie, które jednak potrafi zburzyć całą harmonię i
spokój życia. Kilka minut w ciągu których plany i nadzieje mogą ulec tak diametralnej
zmianie. Jeden telefon. Jedno zdanie. To w zupełności wystarczyło, by
kompletnie rozstroić ją emocjonalnie.
Do Świąt Bożego
Narodzenia pozostało raptem siedem dni, a ona tkwiła tutaj sama. Czuła, że musi
przyjechać tutaj raz jeszcze, nacieszyć się widokiem domu rodzinnego, do
którego nie planowała już wracać. Sama nie wiedziała, co czuła. Wzbierały się w
niej różne, skrajne emocje. Kiedy straciła matkę, wiedziała, że nic w jej życiu
nie będzie już, jak wówczas, kiedy kilka tygodni temu zmarł ojciec, który nie był
w stanie zaakceptować córki taką, jaką była, miała mieszane uczucia. Gdzieś głęboko
czuła wewnętrzną pustkę. Nie była to ulga, kochała go na swój sposób, pomimo
tego, że nigdy nie okazywali sobie uczuć. Ani ona, ani on nigdy nie byli z
natury osobami wylewnymi. Nie zawsze mogła na niego liczyć, ale nie zmieniało
to faktu, że pozostawał jej ojcem. Nie zrobiła niczego złego, a jednak
odczuwała żal, żal do samej siebie. Nie wiedziała, że chorował. Nigdy nikomu o
tym nie wspominał. Nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że zważając na to, co
było między nimi, mogłaby rozstać się z
nim w niezgodzie. Przecież chciała rozmawiać, próbowała, ale czuła odrzucenie,
brak zainteresowania. Czuła się winna, nie potrafiła tego wytłumaczyć. Nie zdążyła
się z nim nawet pożegnać.
Nie żadnej
rozmowy. Nie chciała niczyjej obecności, choć możne znalazłby się ktoś, komu by
nie odmówiła, jednak ten ktoś prawdopodobniej był zajęty innymi, ważniejszymi
rzeczami. Straciła praktycznie wszystko. Miała jedynie brata, dla którego ta
sytuacja też była nie łatwa. Postanowiła nie obciążać go dodatkowo swoimi. Była
w końcu dorosła. Nadszedł czas, by zmierzyć się prawdziwym, rzeczywistym
życiem. Pytanie tylko, czy była w stanie sobie poradzić? Śmierć ojca nie
przyprawiła ją o poczucie siły i odwagi. Nie zdawała sobie z tego tak naprawdę
sprawy. Rozmowy ze Stvenem, a właściwie jego monotonne dialogi nie zdawały się
na nic, nie chciała słuchać nawet jego. Nie radziła sobie psychicznie, on
starał się być silny. A gdzie w tym wszystkim miejsce dla Fernando? Nie było go
przy niej z bliżej nieokreślonych powodów, nie chciała wnikać, jakich. Nie chciała
o nim myśleć. Chciała w samotności pomęczyć się w swoim bólu. Mierzenie się ze śmiercią jest jak prawdziwa
walka.
________________________________________________
Postanowiłam dodać ten rozdział, pomimo tego, że jest krótki, bezładny i nie podoba mi się. O tym, że mogę liczyć na szczere opinie jestem przekonana. Nie sprostałam własnym oczekiwaniom. Wiem też, że dzisiaj obiecałam rozdział na Roberta, ale nie dałam rady, przepraszam... Powtarzam to od trzech tygodni, ale nie daję rady. Jest mi coraz ciężej pisać to opowiadanie. Bardzo przywiązałam się do tego, co spotkało Martę, może dlatego, że moja sytuacja wygląda podobnie? Obiecałam jednak, że doprowadzę to opowiadanie do końca i tak zrobię. Choruję. Bardzo poważnie. Większą część czasu spędzam w szpitalu, niżeli w szkole czy domu. Ostatnio coraz częściej i coraz dłużej, niestety przybywa mi chorób. Czasami brakuje sił, ale komentarze pozostawione pod rozdziałami są dla mnie motywacją. Nie chodzi mi o Waszą litość, a.. zrozumienie? Sama nie potrafię tego do końca określić. Ja sama potrzebuję wytrwałości, bo w czasie ostatnich trzech miesięcy zapisanie strony w Wordzie jest dla mnie niebywałą trudnością, i nie chodzi tu o wenę, a raczej moją słabą koordynację ruchową, spowodowaną chorobą. Czasami rozważam opcję porzucenia pisania... Nie wiem, jak ie przełożenie miałoby to w rzeczywistości, ale na pewno brakowałoby mi tego. Przepraszam, za opóźnienia, za wszystko.
Droga heavenly, kochamy to co piszesz i jak piszesz. Twoje historie są genialne i tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał, więc nie masz prawa mówić, że jest bezładny! ;)
Jesteśmy z Tobą, pamiętaj. Życzę ci dużo siły i wytrwania, a przede wszystkim zdrowia!
Pozdrawiam, Coppernicana ; **
Heavenly, ty jak ja podobnie zostawiasz w notkach cześć siebie, przekazujesz nam swoją historie. Dla mnie pisanie blogów było tym co mnie uratowało, dzięki temu żyje. Tak samo jak każdy mamy chwile słabości ale są one po to aby powstaliśmy z podwójną siła do życia, PAMIĘTAJ
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadania, czytam je jak znajduje czas, tego nigdy nie będę żałować i nawet nie próbuj ich przerywać.
Tak jak Coppernicana napisała, jesteśmy z Tobą i w razie czego służymy pomocą ;]
Do następnej :**
Jeżeli musisz to porzuć pisanie. Zdrowie jest najważniejsze! Zapamiętaj to. Pisanie sprawia frajdę jak się je pisze na spokojnie,a jeżeli z musu, to nic nie wychodzi- a wtedy się męczysz.
OdpowiedzUsuńAle pamiętaj, że zawsze masz nas - wierne czytelniczki, które będą i czytają.
Odcinek świetny, ale krótki. Zdrowiej tam :*
moim zdaniem to bardzo fajny rozdział. nie przejmuj się długością, ponieważ liczy się jakoś, a nie ilość. coraz bardziej intryguje mnie postać Lily. jest taka tajemnicza i bardzo trudno ją rozgryźć. walczy z demonami przeszłości, w których pojawia się śmierć matki, ale także wizja ojca nie akceptującego jej. te wydarzenia odbiły się ma jej psychice. wszyscy traktują ją jak dziecko. sprawia wrażenie, że potrzebuje pomocy. przejdę do Fernando. najlepszy moment to ten, którym wszedł do kuchni w samych spodniach. mam nadzieję, że on jakoś pomoże dziewczynie. czekam na kolejny i życzę powrotu do zdrowia! wierzę, że dasz sobie radę z chorobą! nie ważne, co napiszesz, ja i tak uznam to za cudo!!! bardzo uwielbiam Twój styl pisania!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!!! :D
Podzielam opinie moich przedpiśczyń. Jestem fanką Twoich opowiadań, jako jedna z nielicznych masz dar lekkości pisania i twoje historie autentycznie mnie wciągają. Rozdział świetny. Nie dziwne, ze główna bohaterka ma wątpliwości a z drugiej strony postawa Torresa też godna pochwały. Ogólnie fajnie się to wszystko układa. Co do choroby to łączę się w bólu. Ostatnie dwa rozdziały moich opowiadań pisałam z naderwanym ścięgnem na lekach przeciwbólowych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Domyślam się, że jest Ci bardzo ciężko...Naprawdę trzymam kciuki z całych sił, żebyś wróciła do pełni zdrowia i sił, żebyś była szczęśliwa...
OdpowiedzUsuńCo do bloga i opowiadania, trudno mi cokolwiek Ci narzucać, ale wiem jedno. Dla mnie pisanie było i jest czymś tak dobrym, dla mojej psychiki, ogólnego samopoczucia, czułam, że dzięki temu ja sama sobie pomagam. Nie wiem, czy dla Ciebie jest tak samo, ale domyślam się, że pisanie to ważna część Twojego życia. Nie zatracaj jej, może to właśnie to Ci pomoże, da siły do walki...
Ani mi przez myśl nie przeszło litować się, bardziej podziwiać, skoro miałaś odwagę przyznać się do choroby.
Walcz, Dziewczyno!!!:)
Pozdrawiam serdecznie:***
Uhm, nie napiszę chyba niczego innego, niż dziewczyny powyżej. Zdrowie jest ważniejsze, aczkolwiek jeśli pisanie sprawia Ci radość, to pisz do kiedy dasz radę. Uwielbiam twoje opowiadania i ten rozdział inny nie jest. Jest naprawdę dobry, tak samo jak pozostałe. Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńRozdział jest na prawdę dobry i nie masz tu nic sobie do zarzucenia. Lily bardzo mnie intryguje, trochę się z nią w jakimś stopniu utożsamiam bo z mamą miałam podobnie.. Mam nadzieję, że w końcu uwierzy w siebie i uwierzy w innych dobroć innych. Wracaj szybko do zdrowia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
4 przeczytałam dzisiaj i zostawiłam pod nim komentarz, a jutro przeczytam 5 ; * Na pewno
OdpowiedzUsuń+ u mnie 8 rozdział / 444-days-in-hell.blogspot.com
Jestem ogromną fanką Twoich opowiadań, więc nie ważne, co napiszesz i jak zapewne zawsze mi się spodoba. A ten rozdział jak zwykle jest wspaniały. Uwielbiam Twoje obszerne opisy, wszystko świetnie obrazują. Co do treści to chyba jednak Torres stał się bliski Lily i wzajemnie. Zupełnie nie rozumiem tego, że tak bardzo się przed tym bronią oboje. Bo przecież po tej śmierci ojca... Gdyby Lily poprosiła jestem pewna, że Fernando byłby przy niej, stał przy niej murem i pozwalał jej wypłakać się w jego ramię. I zgaduję, że prędzej czy później to się wydarzy, prawda? Bo przecież trafił z tym stwierdzeniem, że każdy zasługuje na szczęście i na taką osobę, która mu je zapewnia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny, ale przede wszystkim powrotu do zdrowia ;*
P.S. http://cor-do-arco-iris.blogspot.com zapraszam na nowość:)
Piszesz świetnie. Masz ogromny talent i w cale nikt się nie lituję nad Tobą, tylko tak jak napisała dziewczyna wcześniej masz dużo odwagi, żeby się przyznać do swojej choroby :). Również życzę Ci dużo zdrowia i wytrwałości. Nie chciałabym abyś skończyła pisać, ale to wszystko zależy od Ciebie. Czekam na kolejny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPamiętaj, co Ci pisałam już tyle razy na gadu. Nie poddawaj się, walcz. Walcz póki możesz. Ja wierzę w Ciebie i wiem, że wygrasz z chorobą. Jesteś silną, mądrą, bardzo inteligentną dziewczyną więc walcz i się nie poddawaj:)
OdpowiedzUsuńJa wierzę w bezinteresowność ludzką, bo miałam okazję sama jej doświadczyć, są jeszcze ludzie na tym świecie, którzy pomagają i nie oczekują niczego w zamian.
Co do relacji Lily i jej tata. To ja ją rozumiem . Bo ja i mój tata jesteśmy podobni. Tez nie jesteśmy wylewni i nie lubimy mówić o uczuciach, ale w naszym przypadku jestem pewna, że wskoczylibyśmy za sobą w ogień.
I pamietaj kochana, walcz:*
Nowy rozdział na http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/ Pozdrawiam i zapraszam ;*
OdpowiedzUsuńA ona wciąż tak bardzo broni się przed braterską, ale również przyjacielską opieką. Trochę ją rozumiem, bo ta opieka aż za bardzo kojarzy się z litością, ale zdania nie zmieniam- jeszcze pewnie przyjdzie taki czas, kiedy za tą opieką zatęskni.
OdpowiedzUsuńZresztą, to chyba już się stało- ten czas tuż przed Świętami chyba nie będzie należał do jej ulubionych, przede wszystkim dlatego, ze spędza go zupełnie sama.
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
[bkurek.blogspot.com]
To, że krótki nie znaczy, że jest zły. Wręcz przeciwnie mi się podoba. Tylko strasznie mi szkoda głównej bohaterki, bo przez całe życie nie miała wsparcia u ojca a teraz dowiedziała się, że chorował i zmarł i jeszcze się z nim nie pożegnała. To przykre. Ale może już wkrótce sobie poradzi. / 444-days-in-hell
OdpowiedzUsuńA i nie wiem czy u mnie czytałaś rozdział ósmy, także zapraszam.
OdpowiedzUsuńhttp://cor-do-arco-iris.blogspot.com/ zapraszam na nowość :)
OdpowiedzUsuńStrasznie zasmuca mnie to, co czytam pod notkami... Naprawdę jest z Tobą aż tak źle? Mam nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze! Wiem, że to banalne, ale naprawdę nie wiem, co mam więcej powiedzieć.
OdpowiedzUsuńCo do Lily, zgadzam się z Fernadndo, powinna bardziej uwierzyć w siebie i w to, że ktoś może być nią naprawdę szczerze zainteresowany, bo przecież naprawdę na to zasługuje! A osobą interesującą się nią nie jest byle kto, bo przecież sam Fernando Torres. ;-))
[http://rok-w-raju.blogspot.com]