Opowiadanie w całości dedykowane Izuś i La seniorita T.

25 listopada 2012

#5. Timeless loss.


     Rozbudziły ją promienie słoneczne, wdzierające się do sypialni za sprawą niedokładnie zasuniętych rolet, które tańcząc po pomieszczeniu, oślepiły ją, co przyjęła z wielkim grymasem na twarzy. Przymknęła z powrotem powieki, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Obróciła głowę bokiem, by móc spojrzeć na śpiącego piłkarza. Spał, oddychając miarowo z poduszką odciśniętą na prawym policzku. Wyglądał niewinnie, a zarazem uroczo, co nie ubierało mu uroku dorosłego mężczyzny. Uśmiechnęła się lekko. Nie chciała go budzić, nie miałaby serca tego zrobić. Wysunęła stopy na drewnianą podłogę, a jej ciało przeszył nieprzyjemny dreszczyk, pod wpływem którego wzdrygnęła się. Cichymi kroczkami, nie chcąc przypadkiem go obudzić, udała się do łazienki, gdzie chciała zmyć z siebie resztki zmęczenia i smutku.

     Może i przygotowanie zwyczajnego posiłku, jakim było śniadanie, to nic nadzwyczajnego, a raczej swoistego rodzaju normalny rytuał. Właściwie jedynie w ten sposób mogła okazać mu jakąkolwiek wdzięczność za to, co dotychczas dla niej zrobił. Być może niewiele, ale dla niej samej wystarczająco dużo. Czasami zastanawiał ją fakt, dlaczego, a przede wszystkim po co to wszystko robi. Nie wierzyła w bezinteresowność ludzką. W dzisiejszym świecie to było dla niej zupełnie niespotykane, oczywiste było, że każdy oczekuje od kogoś czegoś w zamian. Takie były realia, a ona doskonale o nich wiedziała, zbierając międzyczasie od życia wiele ciosów. Kiedy nakryła do stołu, usłyszała cichu szmer. W progu przystanął Fernando, mając na sobie jedynie jeansowe spodnie. Uśmiechnął się uroczo.
- Zdążyłaś przygotować cokolwiek? Sądziłem raczej, że Twoja lodówka będzie świecić pustkami – zaśmiał się.
- Zupełnie niepotrzebnie się tym trapisz, jest pełna – wykrzywiła wargi w lekkim uśmiechu, zalewając przygotowane wcześniej kubki z kawą.
     Usiadł przy stole, z zainteresowaniem śledząc każdy jej ruch. W międzyczasie wystukał krótkiego sms-a, że z Lily wszystko w porządku, życząc udanej podróży poślubnej przyjacielowi.
- Już, poinformowałeś Stevena? – spojrzała na niego wymownie, siadając naprzeciw i stawiając przed nim kubek z brązową, parującą cieczą. Nie umknął jej owy fakt.
- Życzyłem mu tylko szczęśliwej podróży – puścił jej oczko.
- Oh, daj spokój. Oboje wiemy, jak jest. Jesteś tutaj, bo poprosił cię o to Steven, za co jestem wdzięczna, ale nie musisz tego dalej robić, nie chcę, żeby tak to wyglądało – wywróciła oczyma poirytowana.
- Dlaczego nie chcesz uwierzyć, że ktoś potrafi zainteresować się tobą ta po prostu? – przyjrzał się jej, tym samym zmuszając, by spojrzała mu prosto w oczy.
- Bo najzwyczajniej w to nie wierzę. Już gdzieś słyszałam podobny test – rzuciła.
- Najwidoczniej ten, kto ci to powiedział miał dużo racji.
- Wiesz, za wiele przeszłam, żeby uwierzyć w taką ludzką bezinteresowność. Chcę przestać być zdana na łaskę brata, a on ciągle mi to poniekąd uniemożliwia, bo traktuje mnie jak małoletnią dziewczynkę. To, że mam tylko dwadzieścia jeden lat nie znaczy, że nie mam pojęcia o życiu, wręcz przeciwnie. Zawsze pozostawałam w cieniu Stevena, zawsze byłam tą nieodpowiedzialną, zawsze byłam tą złą, która nie miała pojęcia o niczym. To naprawdę nie jest miłe – wyrzuciła z siebie. – Ale co ty możesz o tym wiedzieć.
- To, że jestem piłkarzem, nie znaczy, że nie mam pojęcia o prawdziwym życiu, Lily – odparł spokojnym tonem głosu.
- Nie zaprzeczam, ale twoje życie różni się od mojego o trzysta sześćdziesiąt stopni. Nigdy nie byłeś zdany na siebie, nie przeżyłeś śmierci matki, która była jedyną rozumiejącą cię osobą, nie musiałeś znosić obecności ojca tyrana, dla którego byłeś i będziesz czymś w rodzaju żywej pogardy.
- Mówimy o tobie, co nie zmienia faktu, że mam wspaniałych rodziców. Nie powinnaś żyć życiowymi rozczarowaniami, masz prawo do szczęścia tak, jak inni. Uwierz w siebie. A Steven? Steven po prostu się o ciebie troszczy, a ja nie widzę w tym nic złego. Zależy mu na twoim szczęściu. Wszystko, co robiłem do tej pory było bezinteresowne, uwierz – spojrzał na nią zatroskany.
- Jedz już – uśmiechnęła się blado, zamyślając przez chwilę.
    Może miał rację? Ona potrzebowała szczęścia. Nie mogła znaleźć tylko osoby, która to szczęście by jej zapewniła. Niby zwyczajny, życiowy banał, a w jej przypadku tak trudny do zrealizowania. Chciała być szczęśliwa. Zasługiwała na to szczęście. Życie powinno się wreszcie do niej uśmiechnąć, los powinien zacząć jej sprzyjać, on chciał jej w tym dopomóc.

~~~


     Życie potrafi być okrutne, potrafi być zawrotne, potrafi być bolesne. Wystarczy jedno, pozornie obojętnie odbierane wydarzenie, które jednak potrafi zburzyć całą harmonię i spokój życia. Kilka minut w ciągu których plany i nadzieje mogą ulec tak diametralnej zmianie. Jeden telefon. Jedno zdanie. To w zupełności wystarczyło, by kompletnie rozstroić ją emocjonalnie.

     Do Świąt Bożego Narodzenia pozostało raptem siedem dni, a ona tkwiła tutaj sama. Czuła, że musi przyjechać tutaj raz jeszcze, nacieszyć się widokiem domu rodzinnego, do którego nie planowała już wracać. Sama nie wiedziała, co czuła. Wzbierały się w niej różne, skrajne emocje. Kiedy straciła matkę, wiedziała, że nic w jej życiu nie będzie już, jak wówczas, kiedy kilka tygodni temu zmarł ojciec, który nie był w stanie zaakceptować córki taką, jaką była, miała mieszane uczucia. Gdzieś głęboko czuła wewnętrzną pustkę. Nie była to ulga, kochała go na swój sposób, pomimo tego, że nigdy nie okazywali sobie uczuć. Ani ona, ani on nigdy nie byli z natury osobami wylewnymi. Nie zawsze mogła na niego liczyć, ale nie zmieniało to faktu, że pozostawał jej ojcem. Nie zrobiła niczego złego, a jednak odczuwała żal, żal do samej siebie. Nie wiedziała, że chorował. Nigdy nikomu o tym nie wspominał. Nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że zważając na to, co było między  nimi, mogłaby rozstać się z nim w niezgodzie. Przecież chciała rozmawiać, próbowała, ale czuła odrzucenie, brak zainteresowania. Czuła się winna, nie potrafiła tego wytłumaczyć. Nie zdążyła się z nim nawet pożegnać.
     Nie żadnej rozmowy. Nie chciała niczyjej obecności, choć możne znalazłby się ktoś, komu by nie odmówiła, jednak ten ktoś prawdopodobniej był zajęty innymi, ważniejszymi rzeczami. Straciła praktycznie wszystko. Miała jedynie brata, dla którego ta sytuacja też była nie łatwa. Postanowiła nie obciążać go dodatkowo swoimi. Była w końcu dorosła. Nadszedł czas, by zmierzyć się prawdziwym, rzeczywistym życiem. Pytanie tylko, czy była w stanie sobie poradzić? Śmierć ojca nie przyprawiła ją o poczucie siły i odwagi. Nie zdawała sobie z tego tak naprawdę sprawy. Rozmowy ze Stvenem, a właściwie jego monotonne dialogi nie zdawały się na nic, nie chciała słuchać nawet jego. Nie radziła sobie psychicznie, on starał się być silny. A gdzie w tym wszystkim miejsce dla Fernando? Nie było go przy niej z bliżej nieokreślonych powodów, nie chciała wnikać, jakich. Nie chciała o nim myśleć. Chciała w samotności pomęczyć się w swoim bólu. Mierzenie się ze śmiercią jest jak prawdziwa walka.     


________________________________________________


Postanowiłam dodać ten rozdział, pomimo tego, że jest krótki, bezładny i nie podoba mi się. O tym, że mogę liczyć na szczere opinie jestem przekonana. Nie sprostałam własnym oczekiwaniom. Wiem też, że dzisiaj obiecałam rozdział na Roberta, ale nie dałam rady, przepraszam... Powtarzam to od trzech tygodni, ale nie daję rady. Jest mi coraz ciężej pisać to opowiadanie. Bardzo przywiązałam się do tego, co spotkało Martę, może dlatego, że moja sytuacja wygląda podobnie? Obiecałam jednak, że doprowadzę to opowiadanie do końca i tak zrobię. Choruję. Bardzo poważnie. Większą część czasu spędzam w szpitalu, niżeli w szkole czy domu. Ostatnio coraz częściej i coraz dłużej, niestety przybywa mi chorób. Czasami brakuje sił, ale komentarze pozostawione pod rozdziałami są dla mnie motywacją. Nie chodzi mi o Waszą litość, a.. zrozumienie? Sama nie potrafię tego do końca określić. Ja sama potrzebuję wytrwałości, bo w czasie ostatnich trzech miesięcy zapisanie strony w Wordzie jest dla mnie niebywałą trudnością, i nie chodzi tu o wenę, a raczej moją słabą koordynację ruchową, spowodowaną chorobą. Czasami rozważam opcję porzucenia pisania... Nie wiem, jak ie przełożenie miałoby to w rzeczywistości, ale na pewno brakowałoby mi tego. Przepraszam, za opóźnienia, za wszystko.


     

18 komentarzy:

  1. Droga heavenly, kochamy to co piszesz i jak piszesz. Twoje historie są genialne i tak trzymaj!
    Rozdział mi się podobał, więc nie masz prawa mówić, że jest bezładny! ;)
    Jesteśmy z Tobą, pamiętaj. Życzę ci dużo siły i wytrwania, a przede wszystkim zdrowia!
    Pozdrawiam, Coppernicana ; **

    OdpowiedzUsuń
  2. Heavenly, ty jak ja podobnie zostawiasz w notkach cześć siebie, przekazujesz nam swoją historie. Dla mnie pisanie blogów było tym co mnie uratowało, dzięki temu żyje. Tak samo jak każdy mamy chwile słabości ale są one po to aby powstaliśmy z podwójną siła do życia, PAMIĘTAJ
    Uwielbiam twoje opowiadania, czytam je jak znajduje czas, tego nigdy nie będę żałować i nawet nie próbuj ich przerywać.
    Tak jak Coppernicana napisała, jesteśmy z Tobą i w razie czego służymy pomocą ;]
    Do następnej :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli musisz to porzuć pisanie. Zdrowie jest najważniejsze! Zapamiętaj to. Pisanie sprawia frajdę jak się je pisze na spokojnie,a jeżeli z musu, to nic nie wychodzi- a wtedy się męczysz.
    Ale pamiętaj, że zawsze masz nas - wierne czytelniczki, które będą i czytają.
    Odcinek świetny, ale krótki. Zdrowiej tam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. moim zdaniem to bardzo fajny rozdział. nie przejmuj się długością, ponieważ liczy się jakoś, a nie ilość. coraz bardziej intryguje mnie postać Lily. jest taka tajemnicza i bardzo trudno ją rozgryźć. walczy z demonami przeszłości, w których pojawia się śmierć matki, ale także wizja ojca nie akceptującego jej. te wydarzenia odbiły się ma jej psychice. wszyscy traktują ją jak dziecko. sprawia wrażenie, że potrzebuje pomocy. przejdę do Fernando. najlepszy moment to ten, którym wszedł do kuchni w samych spodniach. mam nadzieję, że on jakoś pomoże dziewczynie. czekam na kolejny i życzę powrotu do zdrowia! wierzę, że dasz sobie radę z chorobą! nie ważne, co napiszesz, ja i tak uznam to za cudo!!! bardzo uwielbiam Twój styl pisania!
    pozdrawiam!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Podzielam opinie moich przedpiśczyń. Jestem fanką Twoich opowiadań, jako jedna z nielicznych masz dar lekkości pisania i twoje historie autentycznie mnie wciągają. Rozdział świetny. Nie dziwne, ze główna bohaterka ma wątpliwości a z drugiej strony postawa Torresa też godna pochwały. Ogólnie fajnie się to wszystko układa. Co do choroby to łączę się w bólu. Ostatnie dwa rozdziały moich opowiadań pisałam z naderwanym ścięgnem na lekach przeciwbólowych.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Domyślam się, że jest Ci bardzo ciężko...Naprawdę trzymam kciuki z całych sił, żebyś wróciła do pełni zdrowia i sił, żebyś była szczęśliwa...
    Co do bloga i opowiadania, trudno mi cokolwiek Ci narzucać, ale wiem jedno. Dla mnie pisanie było i jest czymś tak dobrym, dla mojej psychiki, ogólnego samopoczucia, czułam, że dzięki temu ja sama sobie pomagam. Nie wiem, czy dla Ciebie jest tak samo, ale domyślam się, że pisanie to ważna część Twojego życia. Nie zatracaj jej, może to właśnie to Ci pomoże, da siły do walki...
    Ani mi przez myśl nie przeszło litować się, bardziej podziwiać, skoro miałaś odwagę przyznać się do choroby.
    Walcz, Dziewczyno!!!:)
    Pozdrawiam serdecznie:***

    OdpowiedzUsuń
  7. Uhm, nie napiszę chyba niczego innego, niż dziewczyny powyżej. Zdrowie jest ważniejsze, aczkolwiek jeśli pisanie sprawia Ci radość, to pisz do kiedy dasz radę. Uwielbiam twoje opowiadania i ten rozdział inny nie jest. Jest naprawdę dobry, tak samo jak pozostałe. Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest na prawdę dobry i nie masz tu nic sobie do zarzucenia. Lily bardzo mnie intryguje, trochę się z nią w jakimś stopniu utożsamiam bo z mamą miałam podobnie.. Mam nadzieję, że w końcu uwierzy w siebie i uwierzy w innych dobroć innych. Wracaj szybko do zdrowia :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. 4 przeczytałam dzisiaj i zostawiłam pod nim komentarz, a jutro przeczytam 5 ; * Na pewno
    + u mnie 8 rozdział / 444-days-in-hell.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem ogromną fanką Twoich opowiadań, więc nie ważne, co napiszesz i jak zapewne zawsze mi się spodoba. A ten rozdział jak zwykle jest wspaniały. Uwielbiam Twoje obszerne opisy, wszystko świetnie obrazują. Co do treści to chyba jednak Torres stał się bliski Lily i wzajemnie. Zupełnie nie rozumiem tego, że tak bardzo się przed tym bronią oboje. Bo przecież po tej śmierci ojca... Gdyby Lily poprosiła jestem pewna, że Fernando byłby przy niej, stał przy niej murem i pozwalał jej wypłakać się w jego ramię. I zgaduję, że prędzej czy później to się wydarzy, prawda? Bo przecież trafił z tym stwierdzeniem, że każdy zasługuje na szczęście i na taką osobę, która mu je zapewnia.
    Pozdrawiam i życzę weny, ale przede wszystkim powrotu do zdrowia ;*

    P.S. http://cor-do-arco-iris.blogspot.com zapraszam na nowość:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piszesz świetnie. Masz ogromny talent i w cale nikt się nie lituję nad Tobą, tylko tak jak napisała dziewczyna wcześniej masz dużo odwagi, żeby się przyznać do swojej choroby :). Również życzę Ci dużo zdrowia i wytrwałości. Nie chciałabym abyś skończyła pisać, ale to wszystko zależy od Ciebie. Czekam na kolejny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pamiętaj, co Ci pisałam już tyle razy na gadu. Nie poddawaj się, walcz. Walcz póki możesz. Ja wierzę w Ciebie i wiem, że wygrasz z chorobą. Jesteś silną, mądrą, bardzo inteligentną dziewczyną więc walcz i się nie poddawaj:)
    Ja wierzę w bezinteresowność ludzką, bo miałam okazję sama jej doświadczyć, są jeszcze ludzie na tym świecie, którzy pomagają i nie oczekują niczego w zamian.
    Co do relacji Lily i jej tata. To ja ją rozumiem . Bo ja i mój tata jesteśmy podobni. Tez nie jesteśmy wylewni i nie lubimy mówić o uczuciach, ale w naszym przypadku jestem pewna, że wskoczylibyśmy za sobą w ogień.
    I pamietaj kochana, walcz:*

    OdpowiedzUsuń
  13. Nowy rozdział na http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/ Pozdrawiam i zapraszam ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. A ona wciąż tak bardzo broni się przed braterską, ale również przyjacielską opieką. Trochę ją rozumiem, bo ta opieka aż za bardzo kojarzy się z litością, ale zdania nie zmieniam- jeszcze pewnie przyjdzie taki czas, kiedy za tą opieką zatęskni.
    Zresztą, to chyba już się stało- ten czas tuż przed Świętami chyba nie będzie należał do jej ulubionych, przede wszystkim dlatego, ze spędza go zupełnie sama.
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [bkurek.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  15. To, że krótki nie znaczy, że jest zły. Wręcz przeciwnie mi się podoba. Tylko strasznie mi szkoda głównej bohaterki, bo przez całe życie nie miała wsparcia u ojca a teraz dowiedziała się, że chorował i zmarł i jeszcze się z nim nie pożegnała. To przykre. Ale może już wkrótce sobie poradzi. / 444-days-in-hell

    OdpowiedzUsuń
  16. A i nie wiem czy u mnie czytałaś rozdział ósmy, także zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  17. http://cor-do-arco-iris.blogspot.com/ zapraszam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Strasznie zasmuca mnie to, co czytam pod notkami... Naprawdę jest z Tobą aż tak źle? Mam nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze! Wiem, że to banalne, ale naprawdę nie wiem, co mam więcej powiedzieć.
    Co do Lily, zgadzam się z Fernadndo, powinna bardziej uwierzyć w siebie i w to, że ktoś może być nią naprawdę szczerze zainteresowany, bo przecież naprawdę na to zasługuje! A osobą interesującą się nią nie jest byle kto, bo przecież sam Fernando Torres. ;-))
    [http://rok-w-raju.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń