Alkohol w
nadmiernych ilościach nigdy nie jest dobry dla ludzkiego organizmu. Lilianna
dobrze o tym wiedziała, a mimo to nie potrafiła odmówić go sobie w chwilach,
kiedy czuła się rozgoryczona, chcąc utopić w nim swoje wszelkie smutki. W takich
właśnie chwilach, zajmując miejsce przy barze, obserwując bawiących się ludzi,
zazdrościła im tej błogiej beztroski, poczucia euforii i radości, których sama
nie potrafiła nigdy zasięgnąć. Tego wieczoru, chcąc nie chcąc, była skazana na
towarzystwo Fernando Torresa, który momentami złościł ją. Samym sobą. Tym, jaki
był. Swoją pewnością siebie, arogancją, a przede wszystkim uśmiechem, który nie
schodził z jego twarzy. Patrząc na niego, uświadamiała sobie, jak niewiele w
życiu osiągnęła. Tak naprawdę nie miała powodu, ku temu, by być dumną z samej
siebie, a tym bardziej, by inni byli z niej dumni. Sukcesy? Chyba jedynymi jej
życiowymi sukcesami było zdobywanie wysportowanych, przystojnych mężczyzn, przy
których chwilowo zapominała o otaczającej ją rzeczywistości. Niegdyś snuła
ambitne plany – New York Academy i grywanie w produkcjach filmowych samego
Woody’ego Allena. Wiedziała, że nie spełni się w tej roli. Byłoby jej znacznie
trudniej, niż niegdyś. Jeszcze wtedy miała inne wyobrażenie o życiu. Życiu,
które w jej mniemaniu było łatwe, lekkie i przyjemne, a po stracie matki
uświadomiła sobie, jak boleśnie ranić potrafi, nie zważając na to, czego tak
naprawdę się w nim doszukujemy. Nie opracowywała planu B, żyła chwilą, żyła
tym, co będzie, tym, co ma nadejść. Jej głowy nie zaprzątały myśli, by w
przyszłości założyć rodzinę, urodzić dzieci, skończyć studia, a przede wszystkim
znaleźć odpowiedniego mężczyznę. Miała przecież fotografię. Ale czy kilka
fachowych kursów uprawniało ją do czegokolwiek? Jeśli nie fotografia, to
psychologia. Postanowiła tak, kiedyś, dawno temu. Nie, nie mogłaby podjąć się
nauki na tym kierunku. Nie, nie, nie. Nie potrafiła się w najmniejszym stopniu
uporać z własnymi uczuciami, a miałaby doradzać innym? Nonsens. Takie rozwiązanie
byłoby jej największym życiowym nonsensem. Na naukę nigdy nie jest za późno. A
miłość? Właśnie. Chyba jej potrzebowała najbardziej. Potrzebowała bliskiej
osoby, czułości, oddania, wszystkich tych wartości, których tak bardzo
brakowało jej po śmierci matki, a których tak bardzo chciała jeszcze doznać,
miała na to głęboką nadzieję, choć zrażała się, coraz częściej. Wiedziała. Wiedziała,
że monotonne oczekiwanie na zmiany nie da jej niczego. Ona sama musiała chcieć
tych zmian. Musiała zmienić coś w swoim życiu, życiu pozbawionym egzystencji.
Alkohol jej nie
służył. Dobrze o tym wiedział. Nie musiał mówić mu o tym nikt, nawet Steven. Widział
to. Widział, jak zeszłego wieczoru męczyła się, jak coś ją trapiło, coś, o czym
odwagi nie miała powiedzieć, porozmawiać, coś, o czym bynajmniej nie chciała
mówić, coś, co skłoniło ją do zatracania się w napojach wysokoprocentowych. Mimo
to nie odrywał od niej oczu. Nie wyglądała najlepiej. Prezentowała się
okropnie, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Podniósł się na łokciu, by móc
przyjrzeć się jej uważniej. Wyglądała jak grecka boginka… Mlecznobiała cera,
która w świetle promieni słonecznych wydawała się jeszcze bardziej bledsza,
znacznie odznaczała się na tle ciemnej pościeli. Podkrążone oczy i powieki,
otoczone wianuszkiem krótkich, eleganckich rzęs. Zarysowane, pełne, malinowe
usta, wykrzywiające się w lekkim uśmiechu. A może to wyobraźnia płatała mu w
tym momencie jakiegoś figla? Spała, nieustannie od kilku dobrych godzin. W końcu
zmęczenie dało jej się we znaki. Mimo to była piękna, na swój sposób, ale była
dla niego piękna. Była idealna. Była taka bezbronna. Zbyt słaba, ale właśnie to
sprawiało, że zapragnął ochronić ją przed najgorszym złem tego świata tak, aby
odczuwała jak najmniej tego złego, aby nie odczuwała go wcale.
Obudziła się po
kilku godzinach snu. Leżała w totalnym bezruchu, siłą woli rozchylając lekko,
ociężałe dla niej w tym momencie, powieki. Zamrugała nimi, przechylając głowę
na bok, czego skutkiem był nieprzyjemny zawrót głowy. Zobaczyła mężczyznę. Zobaczyła
jego. Otwierała usta, by móc wykrzesać z siebie choć jedno słowo, ale
zrezygnowała po chwili, czując, jak wielką trudność to jej sprawia. Wbiła wzrok
w jego ciemnoczekoladowe tęczówki. Wpatrywała się w nie bez najmniejszego
skrępowania. Nie wiedziała, ile trwała w takim stanie. Ku jej przerażeniu, gdzieś
głęboko w jej głowie zaczęły pojawiać się obrazy wczorajszej nocy, niezbyt
udanej. Starała się przeanalizować dokładnie każdy, najdrobniejszy szczegół, który
wydawał się jej w tym momencie czymś niezwykle istotnym, każdy z osobna, jakby
wiązała się z nim jakaś nieznana jej historia, historią, którą koniecznie chciała
poznać. Byli sam na sam, w jednym pokoju. Była jeszcze w stanie lekkiej
nietrzeźwości, ciągnącej się za nią od zeszłego wieczoru. Nie była nawet w
stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu, co sprawiałoby jej niebywałą trudność. Jej
koordynacja ruchowa w tym momencie równała się żałosnemu zeru. On, jako
mężczyzna, silniejszy, mógł zrobić z nią wszystko to, na co tylko miał ochotę. Spojrzała
na swoją sylwetkę. Jeansy, top, które miała na sobie i skórzana kurtka, która
leżała w kącie pokoju. Jej garderoba była kompletna. Jego też. Odczuła niezmierną
wdzięczność względem jego osoby, choć nie miała zamiaru mu tego okazać. Nie wykorzystał
jej, a właściwie w jakimś stopniu pomógł, a ona nie wierzyła w bezinteresowną
pomoc, zwłaszcza w pomoc ze strony mężczyzny. Leżałaby tak jeszcze zapewne
dobrych kilka minut, gdyby nie grymas, przeszywający jej twarz. Zerwała się z
łóżka energicznie, ku swojemu zdziwieniu, że w ogóle dała radę zrobić coś tak
niewykonalnego dla niej w stanie, w którym się znajdowała i nie zważając na
jego przerażony krzyk, uciekła, zatrzaskując za sobą drzwi łazienki. Nie chciała,
by był teraz obok niej, by oglądał ją w takim stanie. Równało się to jej
fatalnemu samopoczuciu. Przemyła twarz zimną wodą, spoglądając na swoje
lustrzane odbicie. Nie dostrzegła w nim żadnych fizycznych zmian. Może była
trochę blada, raczej przeraźliwie blada, jak mawiał Steven, ale poza tym
prezentowała się w swojej ocenie nienajgorzej.
- Lily, otwórz! – westchnął, wypuszczając głośno powietrze z
płuc, stając po drugiej stronie dębowych drzwi. Zapukał kilkukrotnie. Martwił się
o nią.
- Odejdź, nie chcę, żebyś tu był, zostaw mnie – wychrypiała słabym
głosem.
- Oczywiście, że tego nie zrobię. Nie pamiętasz wczoraj? Byłbym
kompletnie głupi, gdybym nie wykorzystał tego, że jesteś nadal nietrzeźwa… -
odparł zadziornie, śmiejąc się pod nosem. – Ale tego nie zrobiłem, przecież
wiesz, że żartuję – dodał po chwili.
Nie odpowiedziała
mu nic. Wiedziała, że to, co powiedział było prawdą, ale wiedziała też, że
żartował. Nie wykorzystałby jej. Nie mógłby tego zrobić. Chociażby ze względu
na Stevena czy Pepe, dla których godność była jedną z ważniejszych cnot
moralnych.
- Twój urok osobisty nie działa, Torres – wykrzywiła wargi w
niewidzialnym dla niego uśmiechu.
Teraz to ona, mówiąc
to, miała rację. Jego urok osobisty nie zadziałał, nie zadziałał na nią, co nie
oznaczało, że nie ulegnie mu za jakiś czas. Nie zaliczał się do grona tych
mężczyzn, którzy na jego miejscu raczyliby się teraz udaną nocą, spędzoną w
towarzystwie kobiety o niezwykłej urodzie. Nie, Fernando Torres taki nie był. Nie
chciał jej skrzywdzić. Nie zasługiwała na to.
Po dwudziestu
minutach wegetowania w łazience, przekręciła klucz w zamku, kurczowo zaciskając
dłoń na klamce. Ogarnęło ją jeszcze większe zmęczenie niż dotychczas. Poczuła,
jak z każdą sekunda traci tak potrzebne jej siły, by pokonać dystans dzielący
ją od drzwi do łóżka. Przymknęła powieki, a na jej twarzy wymalował się kolejny
tego poranka, nieprzyjemny grymas.
Nie mógł oglądać
jej w takim stanie. Teraz wydawała mu się jeszcze bardziej krucha i jeszcze
bardziej bezbronna. Nie dało się ukryć wyczerpania i zmęczenia, malujących się
na jej bladej twarzy. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała zemdleć. Natychmiast
znalazł się przy niej i chwycił ją oburącz w pasie. Ona była mu wdzięczna, po
raz drugi. Prawdopodobnie uratował ją przed niemiłym spotkaniem z podłogą. Oparła
głowę na jego umięśnionej klatce piersiowej, chcąc ukryć twarz w jego
ramionach. Uśmiechnął się pod nosem, czego nie było dane jej zauważyć. Powoli,
miarowymi krokami podprowadził ją do łóżka, na którym to ją ułożył.
- Zostań… - spojrzała na niego półprzytomnie, ściskając jego
nadgarstek.
- Zostanę – ułożył się obok, okrywając kocem.
Poczuła się
inaczej, tak bezpiecznie. Ułożyła głowę na jego ramieniu, a powieki przymykały
się mimowolnie. Chwilę po tym już spała. Tym razem spokojniej. Jej oddech był
bardziej miarowy i stabilny. Objął ją delikatnie ramieniem, sam mając ochotę na
godzinę snu, jednak wiedział, że nie może sobie na to pozwolić, że musi mieć ją
na oku, musi czuwać na wypadek, gdyby czegoś potrzebowała, gdyby potrzebowała
jego. Na myśl nie przyszło mu, by wykorzystać ją w jakikolwiek sposób. Nie miał
wobec niej nieczystych myśli, co z kobiecego punktu widzenia było raczej mało
prawdopodobne, a jednak. Szanował ją, szanował jej godność. Urzekła go ta
krucha istotka, istotka, która potrzebowała więcej uwagi.
Minęło pół
godziny, a ona nadal spała w jego ramionach. Nie miał serca, ani odwagi budzić
jej. Potrzebowała dojść do siebie, potrzebowała snu, potrzebowała odpoczynku i
spokoju. Nie chciał, aby obudziła się w jego ramionach. Nie chciał, aby oboje
poczuli się niezręcznie, aby między nimi zapanowała ta nieprzyjemna cisza,
krępująca obojga. Nie znali się, nie znali się dobrze, nie znali się prawie w
ogóle. Ale czy to było im potrzebne?
Wyswobodził się z jej objęć, pozostawiając ją
w niezmiennej pozycji. Doglądnął, czy aby wszystko jest na swoim miejscu,
pozostawiając na szafce butelkę wody mineralnej i aspirynę, po czym wyszedł,
starannie zamykając za sobą drzwi.
Zszedł na dół, do
przestronnej kuchni, gdzie czekali na niego Steven i Pepe, nic dziwnego, skoro
znajdowali się w mieszkaniu kapitana The Reds. Czas ich beztroskich spotkań
powoli dobiegał końca w związku ze zbliżającym się ślubem.
- Śpi, wygląda okropnie, jest zmęczona – opadł na krzesło
obok bramkarza Liverpool FC.
- Torres, ty naprawdę musisz być bardzo przekonywującym
mężczyzną, skoro nie pogoniła cię po przebudzeniu się – roześmiał się Reina,
zabawnie poruszając brwiami.
- Za to ty jesteś durniem. Nie tknąłem jej, nie miałem tego
w zamiarze – pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nie dałbyś rady?
- Była pijana, a ja nie zniżyłbym się do tego poziomu. Możesz
mi wierzyć albo i nie – wywrócił oczyma.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek powiem coś takiego, ale
jesteś naprawdę dobrym przyjacielem – Gerrard poklepał go po ramieniu, racząc
się nektarem ze świeżych owoców.
- Zawsze nim byłem – uśmiechnął się.
- Tak, ale zrozum mnie, nie chciałbym jej pocieszać enty już
raz. Niby jest dorosła, ale martwi mnie jej zachowanie, jej życie. Czasami zachowuje
się jak kilkuletnie dziecko, a przy tym jest uparta i lubi postawić na swoim. Ciągle
powtarzam jej, że powinna wreszcie wziąć się w garść i zrobić coś ze swoim
życie. Owszem, kocham ją, ale nie mogę nieustannie prowadzić ją za rękę, tym
bardziej, że za kilka tygodne się żenię, a w niedalekiej przyszłości chcę
założyć rodzinę – westchnął nieco zmartwiony. Naprawdę martwił się o swoją
młodszą siostrzyczkę.
- Biorąc to wszystko pod uwagę jedna noc nie polepszyłaby jej
sytuacji – dokończył Reina. – Zachowałeś się naprawdę w porządku. Jesteśmy dumni
z naszego hiszpańskiego byczka.
- Jest normalna, na swój sposób, ale jest. Potrzebuje tylko
zrozumienia i uwagi – uśmiechnął się, przymykając powieki.
On starał się ją zrozumieć, ona mu tego nie ułatwiała, ale chciał. Chcieć to móc.
_____________________________________
Trójeczkę oddaję w Wasze ręce i pozostawiam do oceny.
Jeśli chodzi o moją sondę, to właściwie nie wynika z niej nic konkretnego, stąd moje pytanie: O jakim piłkarzu miałybyście ochotę poczytać coś nowego, coś mojego? Liczę na sugestie pozostawione w komentarzach ^^.
Podaję też GG - 12179754.
Pozdrawiam.
Widział ktoś opowiadanie np. o Reinie? Przeczytałabym coś ciekawego np. o nim. Albo o całej reprezentacji Hiszpanii ; ) A ty masz zawsze świetne pomysły!
OdpowiedzUsuńTorres zachował się wspaniale, więc tu dla niego ogromny plus. ; )
Czekam na więcej! ;**
Ty masz zawsze świetne pomysły, więc na pewno coś wymyślisz. Hm... mogłabym doradzic jednak nie wiem w jakiej lidze, zespołach bardziej gustujesz:P
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału: przez większą cześć myślałam, że wszystko rozgrywa się w mieszkaniu Torresa, a tu proszę jednak u Gerrarda. Torres zachowuje się na prawdę jak facet, który jest potrzebny w takich ciężkich momentach.
RAMOS RAMOS RAMOD RAMOS ---> to moja odpowiedź co do sondy :D
OdpowiedzUsuńodcinek świetny, widać że Torres próbuje ją zrozumieć .
czekam na nowość <3
Nie będę oryginalna, i powiem, że Torres ma u mnie plus. I to duży. Uwodzenie dziewczyn pod wpływem procentów jest bardzo wysoko na mojej czarnej liście męskich grzechów, a on go nie popełnił. Za to Lily naprawdę musi się zdecydować, co chce robić w życiu, Gerrard dobrze ją podsumował martwi się o nią, ale to ona musi wziąć życie w swoje ręce i jakoś je uporządkować. Brat nie będzie cały czas jej pomagał...
OdpowiedzUsuńCo do całości opowiadania, to coraz bardziej się rozwija, z każdą nową częścią wciąga bardziej.
Oby nowa część pojawiła się jak najszybciej. Pozdrawiam:)
Nando ma u mnie plus, wielki plus. Niejeden facet wykorzystał by taką sytuację, wręcz były z niej zadowolony, a on nie zachował się jak cham i nie wykorzystałby Lily. Zyskał u mnie. Zyskuje z odcinka na odcinek. I go naprawdę tutaj lubię.
OdpowiedzUsuńA Lily coś musi zrobić ze swoim życiem. Niech tylko alkohol nie będzie rozwiązaniem jej problemów, bo przez picie może pogrążyć tylko swoją sytuację. Ja wiem, że est jej teraz trudno, ale musi stać się silniejsza, mocniejsza psychicznie. Niech wie, że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Może Nando pomoże Lily wrócić na dobry tor? Może to dzięki niemu odżyje?
Czekam na kolejny:*
No i ja też jakoś średnio wierzę w tą jego rzekomą bezinteresowność. W dzisiejszym świecie naprawdę trudno o takie ludzkie odruchy, Fernando wydaje się pod tym względem jak żywcem wyjęty z zupełnie innej epoki, kiedy dla człowieka liczyło się coś jeszcze oprócz jego własnego nosa.
OdpowiedzUsuńChwali się, ale jednocześnie wcale nie dziwię się tej początkowej rezerwie ze strony Li. Rezerwie, która chyba już jej przeszła, przynajmniej częściowo. w gruncie rzeczy chyba każdy z nas potrzebuje kogoś, kto by się nami zaopiekował, więc skorzystała- bo niby czemu nie?;)
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
@ni@ tacy ludzie jeszcze istnieją, no ale wiadomo takich to szukać z świeczką ale się znajdzie, wiem to z autopsji. Fernando to jest w końcu wspaniała osoba, tak więc miałam bym do niego uraz jeżeli by doszło do czegoś pomiędzy nim a Lily. A nasza bohaterka powinna się trochę wziąść za siebie, chociaż wiem że to trudno ale możliwe xD Czekam na next i zapraszam do siebie na nowości ;**
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na www.zycie-to-decyzje.blogspot.com na nowość i zachęcam do komentowania ;**
UsuńFerdek zapunktował. :D Podoba mi się i czekam na kolejny rozdział. Wiem, że dzisiaj krótko ale mózg mi się ostatnio przegrzewa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
podoba mi się ten rozdział. Lilianna nie ma mocnej głowy do alkoholu i na serio powinna przestać pić go w takich ilościach. nie każdy facet jest taki miły i uczynny, jak Fernando, więc następnym razem może być już inaczej. postać Torresa jest świetna! po prostu ideał faceta! widać, że chce zapewnić dziewczynie ochronę, być jej aniołem. to dobrze, bo siostra Stevena jest troszkę zagubiona w świecie. od razu wspomnę o Twoich ciekawych opisach, które wprost uwielbiam! jeśli chodzi o nowe opowiadanie to już znasz moją odpowiedź! chyba nie muszę pisać! nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na czwórkę!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! :*
Trzeba przyznać, że z Fernando naprawdę jest kulturalny facet. Przecież mógł ją z wielką łatwością wykorzystać, bo dziewczyna nie dość, że by tego nie pamiętała, to jeszcze z całą pewnością by mu na to z pełną uległością pozwoliła. Zresztą, która z nas by tego nie zrobiła, w końcu to piłkarz. :D Ale Fernando jest nie tylko kulturalny, jest też bardzo inteligentny, bo nie każdy facet potrafiłby się domyśleć, że dziewczyna pije, bo skrywa w sobie jakąś tajemnicę. No i to słodkie, że chce ją chronić przed całym złem tego świata, to takie rycerskie. xD
OdpowiedzUsuńA co do Lily, niech nie mierzy siebie tak nisko. Wyrywanie przystojnych, wysportowanych mężczyzn to przecież nie lada sztuka, którą niejedna z nas chciałaby mieć wypracowaną. :D
[http://rok-w-raju.blogspot.com]
No nie powiem Torres mi tutaj wyrażnie zaimponował, zaczynam go tutaj lubić. :D
OdpowiedzUsuńZa to irytuje mnie Lily, nie wiem czemu niezbyt przepadam za jej charakterm, a co jak co, alkohol wyraznie jej nie służy.
Pozdrawiam ;).
P.s przy okazji zapraszam w wolnej chwilce do siebie
http://www.zagubione-uczucia.blogspot.com/
http://gorzki-smak.blogspot.com zapraszam na nowośc
OdpowiedzUsuńZgadzam się z wszystkimi, że Torres zarobił tutaj wielkiego plusa ;3 A Lily faktycznie irytuje... A od alkoholu powinna trzymać się z daleka...
OdpowiedzUsuńRozdział był świetny i mam nadzieję, ze niebawem dodasz następny, bo strasznie się wciągnęłam *-* ♥
Życzę dużo weny!
Mogłabym cię zaprosić do ciebie? Będę naprawdę wdzięczna, a moje opowiadanie cię zaciekawi. ;)
http://prawdziwe-odbicie.blogspot.com/
Torres również mi zaimponował. Nie wykorzystał jej, a mimo to miał taką okazję. I dobrze. Naprawdę, duuży plus dla niego. Jest dobrym przyjacielem Gerarda, nie mógłby tego zrobić. Lily? Chyba nie powinna więcej pić. Nawet nie tłumaczy jej to, że sobie nie radzi w życiu. Owszem, od czasu do czasu (mało) to dlaczego nie, ale nie od razu tak dużo. Pozdrawiam Cię ; * + będę czytać pozostałe Twoje blogi, na które mnie zaprosiłaś. Wcześniej nie miałam kiedy. / 444-days-in-hell.blogspot.com
OdpowiedzUsuńLubię tu torresa, naprawdę luubię . D:
OdpowiedzUsuńZapraszam na dziewiątkę na to-przypadkowe-przeznaczenie.blogspot.com
http://gorzki-smak.blogspot.com jeśli masz ochotę to zapraszam na nowość:)
OdpowiedzUsuń